...
Wtedy Henryk spojrzał na drzewa, gdzie we śnie widział stojących łuczników. Zgodnie z jego oczekiwaniami pojawili się tam kolejni półnadzy wojownicy, ale było ich zaledwie sześciu i zamiast łuków mieli w rękach krótkie miecze.
Karol wskazał w ich kierunku palcem i wszyscy po cichu ruszyli za nim, by zbliżyć się do nich niezauważenie. Jednak między nimi nie było nic, co mogliby wykorzystać za osłonę. Przez to szybko zostali zauważeni i jeden z półnagich mężczyzn krzyknął na ich widok, odwracając się w ich stronę z mieczem w górze, a reszta jego kompanów natychmiast zaczęła szybko przecinać grube i mocno napięte liny, przywiązane do drzew.
Karol z Gotfrydem i Michałem z impetem ruszyli do ataku. Wojownik chcąc ich powstrzymać, też ruszył na nich, jednak z trójką przeciwników nie miał szans. Karol odparł jego atak, a Gotfryd przeciął go w pół. Zaraz ruszyło na nich kolejnych dwóch, ale szybko jednego z nich Mateusz przeszył strzałą, a kolejnego dopadł Henryk. Ostatnich trzech półnagich wojowników patrząc na nich zdołało przeciąć swoje liny.
- O Boże - zdołał tylko powiedzieć Henryk.
Stojąc z boku patrzyli, jak z wysokich gałęzi natychmiast runęły w kierunku korowodu rycerzy dwa grube i długie na dwa metry pnie z powbijanymi w ostrymi, półmetrowymi kolcami. Przeleciały one nad głowami półnagich wojowników i z ogromną prędkością uderzyły w najemników stojących na polanie, którzy nie zdążyli nawet zareagować. Dwa pnie niczym kosa, wykosiły kilkunastu najemników, nabijając ich na kolce i taranując swoją siłą. Najemnicy stojący w pułapce, nie mieli gdzie się przed nimi schować. Jedni próbowali bronić się tarczami, inni chowali się za swoich kompanów, ale pnie nie miały dla nich litości. Wdzierały się w ich linię obrony i rozdzierały ją na strzępy, przelatując na drugą stronę polany i z impetem wracając. Żołnierze zaczęli się rozbiegać po polanie, ale wtedy wpadali na kolejne, przygotowane na nich pułapki. Tym razem były to doły w ziemi z wystającymi ku górze kolcami.
Dwóch półnagich wojowników z zadowoleniem patrzyło na masakrę na polanie, a za ich plecami kompan właśnie skończył przecinać jedną z dwóch lin blokującą kolejny pień i szybko przebiegł do ostatniej grubej liny. Henryk nie chciał mu pozwolić na jej przecięcie i wymierzył w niego z łuku, ale wtedy dwóch półnagich wojowników ruszyło na nich z mieczami w rękach. Zasłonili sobą ich kompana i krzycząc, biegli wprost na nich.
- Musimy trafić tego ostatniego! - krzyknął podenerwowany Henryk, próbując wymierzyć w wojownika przecinającego linę.
Wtedy znad jego głowy wyleciały w przeciągu zaledwie krótkiej chwili jedna po drugiej strzały, wypuszczone przez Mateusza. Dwaj półnadzy wojownicy trafieni w pierś, przewrócili się na ziemię, odsłaniając ich ostatniego kompana. Wtedy Henryk nie czekając na nic, wystrzelił strzałę prosto w głowę wojownika przecinającego ostatnią linę. Padł on na ziemię martwy, ale lina, którą przecinał trzymała się już na ostatnim włosku. Widząc to Henryk rzucił się do niej, by ją przytrzymać, a zaraz za nim podążyli jego kompani. Młody wojownik dobiegł do niej i już czuł jak ona strzela mu pod ręką, gdy pochwycił ją Michał w swoje silne i wielkie ręce.
- Zobaczcie tam - powiedział do nich Mateusz, wskazując na oddalających się od nich kilkunastu półnagich wojowników z łukami w rękach. - Gonimy ich?
- Zostaw - odpowiedział mu Karol i odwrócił się w stronę najemników. - Mamy na razie poważniejszy problem.
Na polanie panował teraz totalny chaos. Wszyscy do siebie krzyczeli, nikt nie wiedział co robić. Huśtające się pnie traciły swoją szybkość i już nie siały takiego zniszczenia, ale ukryte w wysokiej trawie doły, wciąż nie pozwalały im czuć się pewnie.
W końcu Jakub zarządził szybki wymarsz z polany i każdy z wielką chęcią opuścił krwawe miejsce, które pochłonęło kilkunastu ich kompanów.
…
Fragment powieści zatytułowanej „Cena pokoju” - autor: Krzysztof Lip
http://klip.ucoz.pl/
Wyświetleń: 406 | Dodano: 2020-06-24 18:46 | Punkty od użytkowników: 0