Marek Adam Grabowski
liczba publikacji: 6
liczba punktów: 80

Pomiędzy Wisłą a palmą

Siedzieliśmy spokojnie na ławce i oglądaliśmy płynące wody Wisły. Tego dnia nurt był wyjątkowo szybki a poziom wody wysoki. Rzeka była ładna; i nie zmieniały tego nawet płynące po niej śmieci. W prawej ręce miałem szluga, w lewej piwo. Bidon na odwrót, w lewej miał szluga, a w prawej piwo.
- Zapaliłbym!- jęknął Bidon.

- Przecież palisz, debilu!- odparłem zanurzywszy usta w piwie.

- EEE, tam; tylko fajkę, a ja bym chciał skręta- marudził dalej.

-Pojebało cię?- spytałem retorycznie- po skręcie cię skręci. Po co ci to?- po tych słowach włożyłem papierosa do ust.

- Widzisz Piotrek, ja muszę odlecieć, gdyż nudzę się - kontynuował stanąwszy przy tym. Teraz, kiedy już nie siedział, lepiej było widać, jaki ma tłusty brzuch- Nudzę się strasznie; a wiesz dlaczego?

-Skąd mam to wiedzieć?- odparłem puściwszy dymek z ust.

- Bo tu jest, kurwa, nudno!- mówiąc to, aż łaził w te i we wte i wymachiwał rękoma- Nudno! Nudne, jest moje życie i nudna jest Warszawa! Chciałbym żyć gdzie indziej lub kiedy indziej!

- Przykład?- poprosiłem.

- No problem- odparł z angielska Bidon, a właściwie Paweł, gdyż tak on ma na prawdę na imię.- Na przykład podczas Powstania, wiesz w czterdziestym czwartym. Wtedy to była zabawa, faszyści rozpierdolili te wszystkie kamienice! Dziadek mi opowiadał!- mówiąc to chodził w kółko.

- Długo będziesz jeszcze tutaj siedział?- zmieniłem temat, gdyż miałem dość słuchania tych bzdur.

- W sumie to już muszę spierdalać- odparł i spierdolił.

Zostałem sam. Szybko wypaliłem papierosa i dopiłem piwo, po czym podniosłem się. W tym czasie po Wiśle płynęły barka i opona. Nie było sensu dłużej tutaj siedzieć, lecz nie chciałem wracać do domu (adres Barokowa 57). Postanowiłem się przejść.

Szybko przeszedłem po kamiennych schodkach, przeszedłem przez chodnik i wszedłem do wejścia podziemnego. Jest tam mnóstwo napisów i rysunków, lecz trudno je rozszyfrować, gdyż wewnątrz jest bardzo ciemno. Jeden mój kumpel ma uraz do tego miejsca, gdyż dwa razy drechy sprały mu tutaj mordę. Za pierwszym razem, gdyż nie miał dżointów, wiec nie mógł ich poczęstować. Za drugim razem, gdyż miał dżointy, a oni nie tolerowali ćpunów.

Jak już wyszedłem z podziemi, moim oczom ukazał się przepiękny widok; nadwiślańskie fontanny, a za nimi kamienice Nowego Miasta. Fontannom przyglądali się ludzie i psy. Gdy przechodziłem obok, chłodny strumień wystrzeliwującej wody z lekka mnie ochlapał. Było to nawet orzeźwiające. Ludzie, którzy stali w pobliżu w większości robili wrażenie zamożnych. Wyjątek stanowili dwaj podstarzali panowie cierpiący na lekki zespół Downa (przynajmniej tak wyglądali) i wylegujący się na ławce stary półnaturysta. Piszę pół, gdyż był w spodniach, jednak tors miał nagi. W słońcu niemalże lśniły jego grypserskie tatuaże.

Minąłem kilka drzewek i dotarłem do zielonego wzniesienia. Teraz musiałem tylko przejść po schodach, żeby znaleźć się na terenie Nowego Miasta. Jego kolorowe kamienice były już dobrze widoczne. Najpierw przeszedłem obok starej prochowni, a potem znalazłem się wśród dawniejszych zbudowań. Poczułbym się jakbym przeniósł się do renesansu, gdyby nie napisy na kamieniczkach.

Zbliżyłem się do Barbakanu. Mury wyglądały imponująco. Dzieliła mnie od nich tylko kręta alejka. Idąc nią, zostałem pogłaskany po głowie przez nisko zwisającą gałąź.

W końcu wszedłem na mur obdzielający Nowe Miasto od Starego. Przechodził tam jak zwykle tłum ludzi. Wśród tego tłumu najbardziej rzucała się w oczy wycieczka Japończyków uzbrojona w aparaty fotograficzne. Pod murami stali zaś sprzedawcy handlujący bohomazami, które niczego nie przypominały. To zbytnio ambitna sztuka, ażeby mogła być do czegokolwiek podobna.

Skierowałem się w kierunku Placu Zamkowego i wszedłem na Stare Miasto. Szybko minąłem rynek, oraz dwa Kościoły: Jezuicki (ten w którym wykładał Piotr Skarga) i Bazylikę. Po drodze zaczepiła mnie chuda Cyganka.

- Daj pan na dziecko!- jęknęła.

- Nie!- odburknąłem nie patrząc jej w oczy.

-To daj pan chociaż na wódę!- krzyczała jeszcze za moimi plecami.

I tak dotarłem na Plac Zamkowy. Był tam jeszcze większy tłum niż w reszcie Starówki. Głównie turyści, wycieczki szkolne i wagarujący studenci. Było też kilku ludzi przebranych za zwierzęta. To taka głupia praca, można za pieniądze zrobić sobie z nimi zdjęcia. Oczywiście za darmo też, a to jest nawet fajniejsze, gdyż wówczas odzywają się. Dokładnie krzyczą:

-A gdzie zapłata? Zaraz pójdę na Policję złodzieju!

Najbardziej jednak rzucał się w oczy Król Zygmunt, który obserwował wszystko z kolumny. Jest niemal tak doniosły i piękny jak na puszce z piwem. Dalej ruszyłem Krakowskim Przedmieściem. Jak zwykle było tam mnóstwo lasek, chłopaków wciskających ulotki lub do niczego nie przydatne produkty oraz jakiś dziadziuś w marynarce w kratkę, który mówił, żeby uważać na Ufo. Bez zmian stał tam pomnik Adama Mickiewicza, otoczony przez żelazne kraty, który wzór naśladuje kwiaty. Idąc nieopodal Pałacu Namiestnikowskiego minąłem kilku emerytów i kilkanaście emerytek, trzymających drewniany krzyż i transparent z napisem: Żądamy Pomnika Smoleńskiego. Połowa z nich modliła się: Zdrowaś Mario... ; połowa krzyczała: Bij Bolszewika !

Ci ludzie protestują przeciwko Pomnikowi Ks. Józefa. Dalej był Bristol, przy nim czarne mercedesy. Następnie mały park, obok które są dwa pomniki; pierwszy przedstawia Prusa, drugi Wyszyńskiego. Potem doszedłem do Uniwersytetu, czyli miejsca gdzie samemu studiuję socjologię. Minąłem pomnik Kopernika i siedzibę PAN-u. Na Świętokrzyskiej na chwilę zatrzymały mnie światła; lecz po chwili postoju przeszedłem na Nowy Świat. To chyba najpiękniejsza ulica na całym globie. Charakteryzują ją niskie kamieniczki. Jest tam pełno sklepów, biur partii politycznych i kawiarni (zarówno gorszych jak i lepszych). Przy stolikach należących do tych lepszych siedzą nieskromnie ubrane damy, a przy należących do tych gorszych skromnie ubrani pijacy. Chodnikiem szło mnóstwo młodych dziewcząt ubranych przeróżnie; od buntowniczych eksperymentów w stylu metali czy emo; do dziewczyn w kapeluszach. Jest to nakrycie głowy tak staroświeckie, że aż nowoczesne. Idąc Nowym Światem spojrzałem kilka razy na niebo. Było przecudnie błękitne, a chmurki rozlewały się na nim niczym słodka pianka śmietany.

I tak doszedłem do końca skrzyżowania z Alejami. Do ronda gdzie stoi sztuczna palma, główny element Afryki w Warszawie. Zapaliwszy papierosa i spojrzawszy na nią pomyślałem sobie:

- Ale ten Bidon głupi, że nudzi się w takim miejscu.

Marek Adam Grabowski

Warszawa 2014

Opowiadanie ukazało się w "Lampie" nr. 3-4/2014 oraz na
Blogu "Zapisać Marzenia"

Wyświetleń: 182  |  Dodano: 2018-07-17 14:40  |  Punkty od użytkowników: 0
Dodaj komentarz
Tylko dla zalogowanych
Wyślij wiadomość
Tylko dla zalogowanych
Dodaj tekst do ulubionych
Dla wersji rozszerzonych
Oceń publikację
Tylko dla zalogowanych
Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej publikacji.
Bądź pierwszy!


 
Zobacz również
Turniej łuczniczy
powieść 2023-04-18 09:08
Fragment powieści pt.: "Królewski szpieg - turnieje", w którym rywalizują ze sobą najlepsi łucznicy...
Zabójczy bliźniacy
powieść 2023-04-18 09:01
Fragment powieści pt.: "Królewski szpieg - Turnieje", w którym główny bohater musi walczyć z nasłanymi...
Okrutny wyrok...
opowiadania 2023-02-08 17:20
Brak wiedzy i świadomości prowadzi do okrucieństwa wobec gołębi, które są niezwykle pożyteczne,...

Projekt i wykonanie: a3m agencja internetowa