...
Nagle usłyszał wycie syren. Nad całym miastem rozległ się głośny i nieprzerwany sygnał, którego nikt się nie spodziewał. Jarosław jak i większość zgromadzonych ludzi na ulicy, zaczął rozglądać się wokół siebie, szukając przyczyny takiej sytuacji.
- Dawno już tu nie wyła syrena – usłyszał głos mężczyzny, wychodzącego z restauracji.
Wszyscy spojrzeli na niego. Wyglądał bardziej na zdegustowanego niż zaskoczonego.
- Co się dzieje? – zapytał go ktoś z tłumu.
- Chodźcie, zaraz zobaczycie przedstawienie – powiedział, kierując się na sam środek rynku.
- Wojna, czy co? – zapytał ktoś inny.
- Tak, w czyśćcu. Brawo geniuszu – odparł mu mężczyzna.
Jarosław dołączył do nich i wszyscy po chwili stanęli, tuż przed wielkim placem, na którym znajdowały się wybrukowane koła różnego koloru. Część ludzi wiedziała co się dzieje i pilnowała resztę, by każdy ustawił się wokół placu. Ostrym tonem krzyczeli do upartych, by ci nie wyłamywali się z szeregu.
- Co się dzieje? – zapytała Inga.
- Jesteś! Gdzie byłaś? Szukałem cię.
- Teraz dopiero pracę skończyłam – odpowiedziała, ale po chwili popatrzyła na niego z uśmiechem i dodała: - Martwiłeś się o mnie?
- Tak jakby – odparł, próbując ukryć swoje uczucia.
- Uwaga, zaczyna się! – zawołał ktoś z tłumu.
Nagle ludzie stojący po prawej stronie rozeszli się, tworząc wąski korytarz, którym został wprowadzony na środek placu młody mężczyzna, w wieku zaledwie kilkunastu lat. Prowadził go, zakutego w gruby łańcuch jeden ze strażników, o dziwo bardzo przypominający żebraka, którego Jarosław z Ingą tak dobrze już znali. Jego więzień szedł za nim i nie wypowiadając ani słowa, spoglądając z pogardą w oczach na wszystkich zebranych ludzi. Strażnik ustawił go przed trzema kołami, łańcuch uczepił do wystającego haka z ziemi, którego Jarosław wcześniej nawet nie widział i stając przodem do tłumu, zaczął mówić:
- Przed chwilą ten człowiek, próbował zgwałcić jedną z waszych sióstr. Zapomniał gdzie jest i dlaczego tu się znalazł. Otóż chciałbym wszystkim tu obecnym powiedzieć, jeśli ktoś tego jeszcze nie zrozumiał, to nie tolerujemy takiego zachowania i surowo karzemy.
- A co mi zrobicie?! – krzyknął uwiązany mężczyzna, przerywając mu przemówienie. – Zabijecie mnie? Ja już nie żyję! – i roześmiał się mu w twarz.
Strażnik popatrzył na niego przez chwilę, niewzruszony jego zachowaniem i kontynuował:
- Jesteście tu, bo dostaliście szansę na poprawę, która każdemu się należy.
- Kończ już kurwa ten cyrk, bo nie da się tego słuchać – znów mu przerwał.
Tym razem strażnik zareagował. Popatrzył tylko na niego i po chwili, z twarzy gwałciciela zaczęły znikać usta, wprawiając go w osłupienie i przerażenie. Młody mężczyzna rękoma próbował je wymacać, krzyczeć, ale nie potrafił tego zrobić. Jego usta po prostu znikły.
- Ten człowiek swoją szansę zaprzepaścił i musi opuścić nasz świat.
Po tych słowach, młody mężczyzna przestał się wiercić, starać odnaleźć na swej twarzy usta, a zaczął popatrzeć na strażnika i z coraz większym strachem słuchać jego słów.
- Jak doskonale o tym wiecie, dla dobrych ludzi czeka nagroda w niebie, natomiast dla złych wieczność w piekle.
Nagle kostka z dwóch wybrukowanych kół, po obu stronach mężczyzny zaczęła się trząść. Ziemia na nich powoli rozstępowała się, odrzucając na boki kolorowe kostki, jakby ktoś wyrastał z ziemi. Wszyscy zebrani wokół placu nie mogli uwierzyć w to, co się właśnie działo na ich oczach. Najpierw pojawiły się długie, czarne rogi. Później olbrzymia głowa, której krwistoczerwone oczy były skierowane wprost na skazańca. Wysunął się w końcu cały, olbrzymi na trzy metry, czarny demon z ogonem latającym w górze, raz w jedną, raz w drugą stronę. Jego długie ręce były zakończone ostrymi szponami, którymi od razu pochwycił przerażonego młodego mężczyznę i uniósł do góry. Wbił w niego swój diabelski wzrok tak, że mężczyzna odwrócił głowę i zamknął oczy, nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia.
Wtedy usłyszeli potężny, gruby głos, rozchodzący się po całym rynku i przyprawiający o gęsią skórkę wszystkich:
- Gwałciciel… - z potężnego pyska demona, wysunął się długi, wąski język, zakończony rozdwojeniem, jak u węża i prześlizgnął się po jego prawym policzku, od dołu do góry.
Od razu pojawiła się krew na miejscu, gdzie zetknął się ze skórą skazańca i mężczyzna chciał krzyknął z bólu, ale nie potrafił, wciąż nie mając ust. Demon rzucił nim jak kukłą na ziemię. Z jego oczu natychmiast wypłynęły łzy, rękoma chwycił zraniony policzek i chciał uciec jak najdalej, ale łańcuch skutecznie mu to uniemożliwił. Upadł więc na ziemię i klęknął przed strażnikiem, błagając go o litość. Gdy zobaczył jego obojętność, zaczął wodzić błagalnym wzrokiem po zebranych wokół ludziach.
- Litości! – krzyknął nagle ktoś z tłumu.
- Właśnie, zlitujcie się nad nim – odezwała się kobieta.
- Oszczędźcie go – dodał kto inny.
Strażnik odwrócił się w ich kierunku i powiedział:
- Wyjdźcie przed szereg, proszę.
Starszy mężczyzna, kobieta w wieku około trzydziestu lat oraz młody chłopak, posłusznie uczynili o co ich poproszono. Przestraszeni popatrzyli na resztę ludzi i niepewni swego losu, stanęli przed tłumem.
- Jest tylko jeden sposób, na uratowanie tego człowieka, przed piekłem – rzekł strażnik i patrząc na nich, po chwili wyjaśnił: - Pójść tam za niego.
Demon odwrócił się w ich stronę i zrobił coś w rodzaju uśmiechu, ukazując swoje przerażające uzębienie. Na ten widok młody chłopak i kobieta od razu stracili całą swoją odwagę i wycofali się do tłumu. Pozostał jedynie starszy wiekiem mężczyzna. Natychmiast wśród tłumu rozległ się szum. Każdy szemrał między sobą i skupiał swój wzrok na odważnym mężczyźnie.
- Nie rób tego, Krystian proszę cię – odezwał się jeden z jego kolegów.
- Nie bądź głupi – wtrącił inny.
- Człowieku to gwałciciel, dostanie to, na co zasłużył – odezwała się któraś z kobiet.
Jednak mężczyzna stał dalej niewzruszony.
- To jaka jest twoja wola? – zapytał go strażnik.
Wszyscy zamarli w milczeniu, patrząc na stojącego przed nimi człowieka. Mimo, że na rynku znajdowało się teraz kilkuset ludzi, to nikt nie odważył się odezwać. Nikt nawet nie śmiał szepnąć. Każdy w ciszy i skupieniu obserwował teraz starszego człowieka, który stojąc dumnie przed nimi, głęboko zastanawiał się nad swoją odpowiedzią. Jedni go znali dobrze, inni tylko z widzenia, ale nikt nie wiedział, jakie zaraz padną jego słowa.
Mężczyzna popatrzył na swoich znajomych. Zaczęli go nawoływać, prosić by do nich wrócił, ale ten tylko uśmiechnął się do nich i mrugnął im na do widzenia. Odwrócił się w stronę diabelskiego demona i patrząc na chłopaka, powiedział:
- To jest jeszcze młody chłopak, który po prostu pogubił się w zupełnie nowym świecie. Wierzę, że już więcej nie popełni tego błędu i odnajdzie swoje miejsce w niebie.
Odwrócił się do ludzi zebranych na rynku i kontynuował:
- Was proszę, abyście wybaczyli mu i pomogli odnaleźć prawidłową drogę, którą powinien pójść. Pamiętajcie, tylko działając razem, człowiek może dokonać wszystkiego. Pójdę za niego i wezmę karę na siebie.
- To pana syn? – zapytał strażnik.
- Nie znam tego człowieka.
Jarosław nie mógł uwierzyć własnym oczom, ani uszom. Popatrzył zaskoczony na Ingę i na płynące z jej oczu łzy. Pierwszy raz widział, by ktoś poświęcił się dla kogoś zupełnie mu obcego. Cisnęły mu się słowa pogardy dla jego zachowania. Nie rozumiał tego poświęcenia zupełnie i jak większość z zebranych na rynku ludzi, nigdy by tego nie uczynił – dla nikogo.
Młody chłopak – gwałciciel odzyskał usta, ale nie wydobył z nich najmniejszego dźwięku. Patrzył na starszego mężczyznę, podążającego dumnie wprost w szpony demona i bez słowa oddającego się jego woli.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że nie doznasz tam żadnej ulgi za swe zachowanie – rzekł do niego strażnik. – Będziesz traktowany jak każdy gwałciciel.
Mężczyzna tylko przytaknął głową, a demon od razu sięgnął po niego. Pochwycił go swymi szponami i uniósł wysoko, po czym cisnął nim prosto w dół, w ziemi, obok tego którym sam się pojawił na tym świecie. Ciało starszego mężczyzny jak marionetka bezwładnie odbiła się od betonowych kostek i zsunęła się w dół, znikając wszystkim z oczu. Demon popatrzył jeszcze na wszystkich ludzi swym diabelskim wzrokiem i zniknął w dole, zostawiając uratowanego młodzieńca przed nimi.
- On powinien iść do nieba, a nie do piekła – usłyszał wstrząśnięty głos Ingi.
Jarosław popatrzył na uratowanego chłopaka, do którego dopiero zaczęło dochodzić, co się stało. Z jego oczu płynęły łzy, ale ich nie wycierał. Klęknął przed dołem i patrząc w jego ciemne wnętrze, ułożył ręce na piersi, zaczynając się modlić za swojego wybawcę. Inga od razu ruszyła w jego kierunku, a wraz z nią i inni. Coraz więcej ludzi podchodziło do młodzieńca i klękało przy nim, dołączając do modlitwy. Jarosław dojrzał także tych, którzy nie mieli zamiaru tego robić i odchodzili do swoich mieszkań. Rozumiał ich i też by tak kiedyś zrobił, lecz z niewiadomych dla niego przyczyn, ruszył do przodu, by dołączyć do wspólnej modlitwy. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów poczuł żal i współczucie. Uczucia, które za życia były mu tak obce i niezrozumiałe.
...
Wyświetleń: 881 | Dodano: 2017-10-08 12:30 | Punkty od użytkowników: 0