el-e
liczba publikacji: 17
liczba punktów: 180

W pajęczynie światów część pierwsza

CHŁOPAK Z LUSTRA

Zamira szła powoli balansując na cienkiej jak pajęcza nić lince. Po nią kłębiły się zielonoszare ryczące wody Małego Wodospadu Widmowych Wodników. Musiała wybrać tą drogę, bo ostatnio Strażnicy Granicy zaostrzyli procedury kontroli i nie tylko ciągle patrolowali rubieże, ale i pozastawiali wiele pułapek na przemytników. Dzięki temu co prawda ceny magicznych przedmiotów skoczyły do góry, ale niewielu miało okazję tym się cieszyć. Kiedy musisz leczyć swoje rany lub ożywiać towarzyszy cennymi przemycanymi magicznymi eliksirami niewiele możesz zarobić. I dlatego Zamira wolała pracować sama. Samotna praca oznaczała mniej kłopotów, bo nie musiała się martwić o innych, no i wszystko co zarobiła zatrzymywała dla siebie. Co prawda musiała pewną część zysków oddawać zawsze rodzinie, ale to dzięki temu pozwalano jej pracować samej. Wykupienie się tak niewielkim kosztem wydawało jej się najlepszym co mogła uzyskać do swojej, pod pewnymi względami, szalonej rodziny. Nawet oddawanie połowy zysków byłoby niewielkim poświeceniem.
Wiatr od rozszalałej w dole wody szarpał jej długimi czarnymi splecionym w warkocze włosami i ubraniem. Niebo nad nią poszarzałe i pokryte chmurami zlewało się w oddali z niebiesko-szarymi widmowymi wzgórzami. Nie lubiła takich wilgotnych i ponurych światów. Kroczyła pewnie przed siebie i nie zwracała uwagi na hałas ani na ciężką mgłę unosząca się nad wodospadem. Jeszcze tylko kilka kroków i dostanie się do Krainy Wiecznych Wiatrów gdzie zaklęcia ciszy i bezruchy osiągały niebotyczne ceny. Ryzyko które podejmowała zawsze się opłacało. Pomimo niebezpieczeństwa nigdy nie myślała nawet by robić cos innego. Jej rodzina od niepamiętnych czasów zajmowała się przemytem. Handlowali wszystkim co magiczne żywe lub umarłe. Nie miało znaczenia czy to były magiczne i często groźne i zagrożone wyginięciem stworzenia, czy nieprzewidywalne artefakty. Nie pogardzili nawet drobiazgami, i pozornie prozaicznymi przedmiotami. W nie tak dalekiej przeszłości przez stulecie prowadzili obrót dywanami, amuletami, naparami zaklęciami, mumiami i składnikami do magicznych eliksirów. Wyszukali i sprzedawali niezwykle przepisy i stopy metali. Dziadkowie z duma jej opowiadali jak raz sprzedali całe przeklęte miasto. Jeszcze do dziś niektórzy staruszkowie w jej rodzinie z uporem o tym opowiadali historie niezwykłych transakcji każdemu kto się tylko nawiną im pod rękę.
Zbliżała się do drugiego brzegu rzeki i sprawnie na niego zeskoczyła. Błyszcząca morka zieleń roślin i spokój jaki ją otoczył wśród wysokich pachnących kwitnących krzewów tego miejsca bardzo jej się podobała. Jej rodzinny świat wydawał się przy nim nienaturalnie szary i wypłowiały.
Z westchnieniem przemknęła między ogromnymi żółtymi i purpurowymi kwiatami i mokrymi liśćmi. Żałowała że nie miała czasu na podziwianie czy cieszenie się tym miejscem. Czekała ją ważna transakcja. Była z siebie zadowolona, bo przeprawa na drugą stronę rzeki zajęła jej tyle czasu ile chciała. Szybko wciągnęła nić po której przeszła do wyrzutnika sieci umieszczonego na lewej dłoni. Nigdy nie zostawała nici za sobą. Tego nauczyła ją babcia Nikk, która często powtarzała: „Jeśli szanujesz swojego ducha opiekuńczego i swoja broń, one ci pomaga zawsze”. Pomarszczona, twarda i uparta staruszka często jej pomagała udzielając rady i zdradzając swoje stare sztuczki. I co dziwniejsze to czego ją uczyła babka sprawdzało się nawet w innych światach. Jej wyrzutnik nigdy je nie zawiódł, co innych dość często spotykało.
Zamira rozplotła włosy i wyłuskała z nich długie i nieprzezroczyste choć wyjątkowo przewiewne szaty. Zaczęła splatać włosy w specjalny sposób. A potem sprawnie przebrała się w szatę, którą zakrywała całe ciało i swoje zwykłe ubranie. Z jakiegoś powodu w świecie do którego podążała nie tolerowano pokazywania nawet kawałka skóry. Nigdy nie mogła tego zrozumieć. Często nie miała pojęcia z kim rozmawia. Bo materiał nie tylko skrywał ciała, ale i tłumił głos schowanych z nich kobiet i mężczyzn.
Obce i często dziwne zwyczaje w Innych Światach trzeba było respektować. Nie tylko zaakceptować ale i rygorystycznie przestrzegać. Obserwacja i naśladowanie zwyczajów z danego świata było pierwsza lekcją jaką musiał sobie przyswoić każdy przemytnik. Każdy kto przemycał cokolwiek musiał pamiętać o wszystkich ważnych zasadach jakie obowiązują w tych światach, do których przechodził. Te zasady często były niezrozumiałe i kłopotliwe ale cóż poradzić… ich złamanie lub nieprzestrzeganie często było surowo karane. Wielu nie dość uważnych przemytników płaciło za swoje błędy życiem.
Szybko i bez wahania Zamira podeszła do Granicy. Przejście przez Granice Światów przypomniało przeciskanie się przez miękką warstwę galaretki z przezroczystego soku z zimowych owoców. Zamira nie przepadała za tym smakołykiem i z cierpiętnicza mina zawsze naciskała na Granice całym ciałem.
Po drugiej stronie Granicy zawsze była inna pogoda i temperatura, i trzeba było się na to przygotować. W Krainie Wiecznych Wiatrów zawsze było gorąco i wietrznie. Przez kilka chwil Zamira powoli oddychała i dała ciału czas żeby przywykło do innego ciśnienia i warunków pogodowych. Pozwoliła by gorący wiatry tego świata ją owiały. I kiedy poczuła że już przyzwyczaił się do gorąca i potrafi się w tych warunkach dość szybko ruszać, pobiegła przed siebie w kierunku małej osady wśród piaszczystych wydm. Jak oceniała czekała ją kilkuminutowy bieg. Nie miała ochoty na powolna przechadzkę i dłuższy pobyt w tym miejscu. Szybko rozgryzła kilka jagód ze swojego świata i żując je pilnie obserwowała małe ulepione z wysuszonej gliny domy. Nie umawiała się na konkretny dzień ani godzinę ale już kilka razy przeprowadzała w tym świecie transakcje i za każdym razem zleceniodawcy zjawiali się tam gdzie powinni kiedy tylko się pokazywała. I tym razem zanim doszła do budynków, naprzeciwko siebie ujrzała kilka postaci. Zanim rozpoznała po ozdobach klientów przeżyła kilka chwil rozterki. Miała przy sobie broń ale wszczynanie bójek nie leżało w interesie przemytników. Obrażeni tubylcy zastawiali pułapki i polowali na przemytników. Wiedziała z opowieści innych że wielu z oszukanych lub zranionych mieszkańców obcych światów byli niewiarygodnie wręcz pamiętliwi. Niektórzy przekazywali nawet swoim dzieciom zemstę w spadku.
Zamira ukłoniła się czterem zakrytym różnokolorowymi szatami do stóp do głów postaciom i po zwyczajowej wymianie uprzejmości i nie mniej tradycyjnych uwag wyciągnęła małą szkatułkę z zamkniętym w niej czarem. Na ten widok przybyli wyglądali na poruszonych i podekscytowanych. Cieszyła się że ujawnili swoje zainteresowanie w tak wyraźny sposób, bo można było przejść do konkretów. Zażądała wysokiej ceny za szkatułkę i nie zdziwiła się że klienci zaczęli się targować choć musiało im bardzo zależeć bo podali wysoką cenę. Zgodziła się na nią i po chwili chowała już ciężką sakiewkę z nasionami i kamieniami szlachetnymi. Była zaskoczona jak szybko poszły te pertraktacje. Po chwili gdy obie strony zadowolone ruszyły każde w swoją stronę, Zamira dzięki wszytym w jej szatę zwierciadełkom przez chwile dyskretnie obserwowała cztery oddalające się postacie. Kiedy ujrzała że znikają w jednym z budynków szybko pobiegła skąd przybyła.
Nikt nie spodziewał się jej powrotu jeszcze przez jakiś czas postanowiła więc wykorzystać okazje. Jak zawsze po transakcji mogła albo rozejrzeć się po świecie w którym przebywała, w poszukiwaniu czegoś co nadawało by się na sprzedaż w innym świecie, lub mogła też zajrzeć do świata gdzie czekał na nią zamknięty w lustrze przyjaciel. To była jej tajemnica, o której nikomu nie mówiła. Odkryła go przypadkiem podczas dostarczania magicznego pyły z Drzewa Życia pewnej wiecznie młodej wiedźmie ze Świata Gór.
Zastanawiała się tylko przez mgnienie oka, i wkroczyła do mokrej dżungli a potem szybko skierowała się ku kolejnej Granicy. Po jej przekroczeniu zdjęła w biegu długą niewygodną szatę krępującą jej ruchy. Jej jasnoszare ubranie, w którym połączono cienki wytrzymały materiał z pajęczych nici i lekki i wytrzymałe oszlifowane i dopasowane do jej ciała fragmenty pancerza wielkiego pająka dawało jej swobodę ruchu i zarazem doskonałą ochronę. Schowała szatę wplatając je we włosy i skierowała się do kolejnej Granicy. Wolała szybko przeskakiwać przez światy zanim jej ciało miało czas by zauważyć że coś się zmieniło niż robić to wolno i ostrożnie jak uczyli ją wujowie i dziadkowie. Zazwyczaj słuchała nauczycieli ale kiedy nie miała czasu na skradanie się polegała na swoim instynkcie ćwicząc go. Wiele razy dzięki niemu udało jej się uniknąć zagrożeń. Skupione blisko siebie granice zazwyczaj kusiły ale i zarazem były niebezpieczne. Czasem właśnie tam szykowano pułapki na Wędrowców, ale szybko przebijając się przez miękkie ściany światów można było uniknąć największych zagrożeń. Przekonała się o tym na własnej skórze.
Mijając kolejne światy wciąż myślała o chłopaku. Cieszyła się że znów go zobaczy. Chłopak z lustra był w jej wieku, ale bardzo się do niej różnił. Bardzo szczupły, o jasnych włosach i oczach i bardzo bladej cerze, witał ją zawsze ze smutny uśmiechem.
- Witaj czarnowłosa! – mówił na jej widok, a serce Zamiry radośnie i boleśnie biło wtedy w jej piersiach.
Złamała dla niego kilka zasad swojego klanu, ale ciekawość i rodzące się emocje były silniejsze niż kodeksy. Od pierwszej chwili kiedy go zobaczyła poczuła do coś niezwykłego. Był jej bliski, czuła to całą sobą. Mówiła mu o rzeczach, o których nie miała odwagi nikomu innego powiedzieć. Wiedział o niej więcej niż ktokolwiek inny. On sam niewiele miał jej do powiedzenia. Prawie nic nie pamiętał ze swojego życia. Ale i tak lubiła słuchać jak tłumaczył jej coś i to co dostrzegał w jej opowieściach o różnych światach. Uważała że potrafił zrozumieć działanie chyba każdej rzeczy jaki kiedykolwiek powstała.
Po tygodniach spotkań nadała mu imię, które mu się spodobało. Pewnego dnia nazwała go Marif.
- Tak nazywa się piękna jasna ćma z mojego świata, potrafiąca zapylać kwiaty i chronić je przed drapieżnymi owadami. – powiedziała rumieniąc się i nie mając odwagi spojrzeć w głąb lustra.
Chłopak zaśmiał się i kilka razy powtórzył imię które mu nadała.
Z każdym spotkaniem czuła że coraz więcej ich łączy. Często o nim myślała. I o sposobach jak go uwolnić z lustrzanego więzienia. Było jej żal samotnego więźnia, który musiał tkwić w tej okrutnej pułapce. Na początku byli tylko przyjaciółmi, ale z czasem zaczęła czuć do niego coś innego, coś czego nie czuł do nikogo innego. Był tak różny od chłopców i mężczyzn których znała. Jej krewni i znajomi myśleli tylko zyskach i choć potrafili mówić o pracy i handlu godzinami, na inne tematy nie mieli żadnych opinii. Czasem myślała że poruszały ich tylko myśli o transakcjach. A ona od kiedy cztery lata temu skończyła 13 lat, i osiągnęła dorosłość, coraz częściej musiała odpędzać się od konkurentów. Wiedziała że większości z nich chodziło tylko o to by zostać członkiem jej klanu. Niektórzy byli dość niemili i chcieli ją zastraszyć. Byli aroganccy i próbowali jej narzucać swoją wolę. Przygotowały ją na to jej matka, babki i liczne ciotki. Mówiły że można się było do takiego traktowania przyzwyczaić, ale ona wcale tego nie chciała.
Przeskoczyła przez dwa światy, jasny i ciepły świat Wiecznej Wiosny i chłodny posępny świat Długiego Zmierzchu. I dopiero pod samymi Lustrzanymi Wieżami w Świecie Gór zauważyła że ktoś ją śledzi. Nie działo się to po raz pierwszy. Tylko że tym razem była nieostrożna. Zwolniła i w końcu przystanęła. Nie obejrzała się za siebie. Ale oni i tak już wiedzieli że ich dostrzegła.
- Witaj, Za!- powiedziała wysoka rudowłosa postać wychodząca zza kamiennego słupa, na którym były wyryte jakieś znaki. Zamira skinęła jej głową. Była to silna i muskularna jak wielu mężczyzn z jej klanu Kamirra, jej rówieśniczka z klanu Ptaszników. Od zawsze rywalizowali oni z jej rodowym klanem Małych Pająków. Każdy z klanów Pajęczarzy czasem próbował w mniej lub bardziej otwarty sposób przejąć przywództwo. Jak do tej pory żadnemu się to nie udało. Każdy to akceptował. Teraz Kamirrze towarzyszyło jej rodzeństwo, z którym zazwyczaj pracowała.
- Znowu się gdzieś wymykasz, co Za? – powiedziała Kamirra przyglądając jej się podejrzliwie.
Zamira nie cierpiała tego zdrobnienia swojego imienia i Kamirra o tym wiedziała. Nie przepadała też za jej siostrami i ich bratem. Czasem już nie wiedziała kogo z nich bardziej nie lubi. Kamirry, niesfornej 10-latki Frilli, czy starszego od nich o rok chłopaka. Rudy, piegowaty i małomówny Cattar adorował ją jakiś czas wcześniej, ale potem na szczęście przestał się nią interesować. Rodzeństwo często ją śledziło by przechwytywać jej zamówienia i bogacić się jej kosztem. Chcieli poznać jej sekrety i przejąć jej klientów. Na swoje nieszczęście zapomniała o tym spiesząc się do przyjaciela. Nie było sensu udawać że idzie gdzieś indziej, ruszyła więc w stronę wieży. Za nią szło rude rodzeństwo. Razem wkroczyli do wieży.
Rodzeństwo z ciekawością rozglądało się po każdym kącie wielkiej sali. A kiedy podeszła do lustra z ciekawością i oni się do niej zbliżyli.
- To ty…! Witaj …- jasnowłosy chłopak przerwał to co mówił. Nie była zdzwiona że na widok obcych w wieży nie dokończył ich przywitania. A ona tak zawsze czekała aż powie „czarnowłosa!” kiedy ją ujrzy. Postać chłopaka z drugiej strony lustra zaintrygowała i rozbawiła rodzeństwo. Bezczelnie się z niego wyśmiewali. Kiedy Zamira się zarumieniła, wyjawiając swoje uczucia siostry śmiały się jeszcze głośniej. A im bardziej była zakłopotana tym siostry hałaśliwiej się z niej i jej przyjaciela wyśmiały.
Chłopak był zaskoczony że dziewczyny się tak długo i głośno śmieją. Zamira była wściekła że wyśmiewanie się z niej i jej przyjaciela. Doceniła że Cattar milczy i z potępieniem spogląda na siostry.
- Chuderlawy jakiś ten twój chłopak. – powiedziała pogardliwie Kamirra, lubiąca wyszukiwać w innych wady. Zamira mogła by jej wypomnieć że jako tak wysoka dziewczyna nie miała zbyt wielu adoratorów, ale powstrzymała się. - Strasznie jest blady i taki chudy zę wygląda jakby z trudem się trzymał na nogach…
- Ty też byś źle wyglądała jakbyś żyła przez stulecia w takim więzieniu…- z gniewem powiedziała Zamira.
Kamirra skrzyżowała ramiona i spojrzała na nią z góry z dumną zaciętą miną, podczas gdy chłopak z lustra z zaciekawieniem ich obserwował.
- Mnie nikt by nie wsadził do takiej klatki…- powiedziała cedząc słowa wolno. – I po co ci taki starzec…? Wybierz kogoś silnego, żywego i młodego.
Zamira wiedziała że Kamirra chciała jej przypomnieć o swoim bracie. Nie miała ochoty o tym dyskutować. Nie chciała nic mówić by nie prowokować kłótni kiedy jej uwagę zwróciła mała ciekawska Frillia myszkująca po Lustrzanej Sali. Bała się że dziewczynka coś zniszczy lub uruchomi. Jak wszyscy Ptasznicy rodzeństwo też byli wścibscy i złośliwi.
- Ty mała, trzymaj ręce przy sobie!- powiedziała ostro Zamira.
- Nie krzycz na nią! – Kamirra od razu się rozzłościła. - To nie twoja siostra…
- A pewnie, moją nigdy by nie zrobiła niczego tak głupiego…
- Akurat.
- I kto to mówi? – odezwał się nagle Cattar.- Nie myśl że ktoś zapomniał co ty zrobiłaś jako dziecko...
Zamira zacisnęła pieści na wspomnienie incydentu sprzed dziesięciu lat. Nie lubiła kiedy ktoś jej to przypominał. Zanim jednak zdążyła zareagować Frilla czegoś dotknęła i doszło do gwałtownej eksplozji. Wszystkich to zaskoczyło. W sali na szczycie wież gdzie byli huknęło i błysnęło mocne światło na chwile ich oślepiając. Kiedy Zamira mrugając powiekami z ulg pomyślała że na szczęście to już koniec cała wieżą zatrzęsła się i coś z głuchym odgłosem się zawaliło po ich stopami. Przez chwile patrzyli na siebie jakby wszyscy myśleli że to już ich koniec. Zamira była tak jak reszta przestraszona i przekonana że zaraz zginą. Zamarli czekając na najgorsze ale kiedy przez kolejnych kilka chwil nic się nie działo skierowali się do wyjścia. Wtedy cała wieżą zatrząsał się znów i coś z głuchym odgłosem odpadło do wieży. Zamira zobaczyła jeszcze że chłopak z lustra zniknął w głębi lustra. Żałowała że nie pożegnał się z nią ale miała na głowie inne sprawy. Zamira wyszła za innymi z sali bo tak jak oni była zaintrygowana ci się stało. Ruszyła by obejrzeć zniszczenia do których doprowadziła Frillia.
W połowie wieży dostrzegli otwarte przez wstrząsy przejście na mała klatkę ze schodami prowadzącymi gdzieś w dół. Po chwili wahania i gwałtownej dyskusji postanowili sprawdzić co jest na końcu schodów. Idąc po ostrożnie po wąskich schodach dotarli do małej komnaty gdzie wśród stosów magicznych przyrządów dostrzegli bryłę lodu. Kiedy do niej podeszli bliżej, w jej środku niej dostrzegli unieruchomione ciało. Z zaskoczeniem Zamira rozpoznała w nim chłopaka z lustra. Odkrycie to poruszyło wszystkich, ale tylko Zamire ucieszyło. Dziewczyna położyła dłoń na zimnym krysztale i przez mgnienie oka czuła jakby poruszenie w środku zamarzniętej bryły. Czując żywsze bicie swego serca Zamira na szybko planowała jak wydostać przyjaciela z wieży.
Kiedy miała się odezwać wszystko wokół nich znów zadrżało, a po chwili z ogłuszającym hukiem zaczęło się walić.
- I co teraz? – zapytała Kamirra trzymając się ściany.
- Nie wiem…- powiedziała niezdecydowanie Zamira. Po chwili jednaka wzięła się w garść i od razu intuicyjnie przejmując dowództwo, co jej zawsze przychodziło bez trudu, dodała. - Zabierajmy ciało i uciekajmy stąd.
Inni zgodzili się na to i z niemałym trudem pomagając sobie unieśli bryłę z ciałem chłopak.
- Ale on… tam w lustrze… - zaczęła niepewnie Zamira kiedy powoli znosili wspólnie bryłę lodu po schodach.
- I co jeszcze? Lustro też mamy wsiąść ze sobą… wszystkie jego kawałki? - zapytała z przekąsem Kamirra. Zamira wiedziała ze pomagali jej nie z dobrego serca ale dlatego że wyczuwali zarobek.
Taszcząc przezroczystą bryłę z ciałem chłopaka z nie małym trudem sapiąc i potykając się na schodach wydostali się z wieży. Kiedy się wydostali z walącej wieży musieli jeszcze odsunąć się na bezpieczną odległość. Szli wolno zmęczeni i gdy w końcu mogli położyć na ziemi lodowy kokon wszyscy westchnęli z ulgą. Zamira ocierając czoło z potu spojrzała na rozpadającą się Lustrzaną Wieże. Polowa wieży zniknęła.
Westchnęła znów. Mieli racje, lustro pewnie już było rozbite na drobne kawałki. Musieli przede wszystkim zająć się zamrożonym ciałem. Trzęsąca się wciąż połowa wieża która jeszcze stała groziła zawaleniem się w każdej chwili. Pomoc rodzeństwa bardzo jej się przydała. Musiała przyznać że sama nie odkryła by miejsca gdzie był kryształ z ciałem przyjaciela. W duchu cieszyła się że młodsza siostra Kamirry doprowadziła do eksplozji, ale nigdy nie powiedziała by tego na głos.
Czuła że ma wobec rodzeństwa dług do spłacenia. Wiedziała że będzie się im musiała jakoś odwdzięczyć. Zaczęła rozplatać lewy warkocz i wyjęła z niego magiczne pudełko. Popukała w nie, a ono zaczęło rosnąć. Kiedy było tak duże jak bryła lodu uderzył nim o lekko o kryształ. Pudełko zamknęło się wokół zamrożonego ciała chłopaka i kiedy w nie znów zapukała zaczęło się zmniejszać.
Rodzeństwo obserwowało jej poczynania z dużą ciekawością. Magiczne włosy były prawdziwą rzadkością we wszystkich Magicznych Światach. Jej rodzice uważali się za prawdziwych szczęściarzy kiedy udało im się zyskać dla swoich dzieci magiczne Urodzinowe Dary. Większość przemytników musiała korzystać z magicznych worków bez dna, równie magicznych sakw, czy z magicznych butelek w których magazynowali przenoszone przedmioty. A one jak zwykłe przedmioty z czasem się niszczyły lub gubiły. Magiczne włosy były o wiele bardziej praktyczne i wygodne.
Kiedy umieściła zmniejszone pudełko z powrotem we włosach była gotowa ruszyć w drogę. Chciała odwiedzić znajomą czarownice z tego świata by spytać ją o radę. Oczywiście mogła liczyć na magiczną pomoc, choć nie za darmo. Szła, prawie biegnąc, bo teren powalał jej poruszać się dość szybko. Rude rodzeństwo mogło już wrócić do ich świata, ale z jakiś powodów jej towarzyszyli. Pewnie przez ciekawość lub wyczuwając dobry interes.
Dotarli w końcu do zalesionego wzgórza na którego szczycie stał wielki dąb. Pod drzewem i wokół jego pnia i na czubku drzewa wybudowano niezwykły dom w którym mogła mieszkać tylko czarownica. Tylko czary mogły sprawić ze cały budynek stworzony był z powyginanych gałęzi drzewa na którym i wokół którego go zbudowano. Poprzeplatane żywymi wciąż gałęziami ściany były uszczelnione żyjącym wiąż mchem i kwitnącymi roślinami.
Zamira ostrożnie wspięła się po schodkach i zapukała do drzwi. Po dłuższej chwili drzwi się uchyliły i przez szparę wyjrzała rozczochrana i podrapana głowa. Na ich widok wciąż jeszcze młoda czarownica skrzywiła się jakby w czymś jej przeszkodzili. Opanowawszy się szybko od razu wypuściła z ręki małe stworzono zapędzając jej do malutkiej wiszącej jej na ramieniu klatki i z uprzejmym uśmiechem zaprosiła ich do środka. Obserwując ich uważnie zapytała co ich sprowadza.
Siadając na wiklinowych krzesłach z ciekawością rozglądali się po siedzibie czarownicy. Jasne przestronne pomieszczenie nie wyglądało na gniazdo złych mocy jak zawsze ostrzegano dzieci w ich świecie. Zamira niepewnie, pod obstrzałem spojrzeń rodzeństwa, opowiedziała o tym co się wydarzyło. Czarownica wysłuchała jej uważnie a potem równie uważnie obejrzała bryłę z zamarzniętym ciałem. W czasie opowieści Zamiry czarownica rozczesała szaro-niebieskie włosy i zaplotła je, nałożyła na twarz maść i poprawiła czarną suknie.
- Znacie go? – zapytała w końcu prostując się.
Rodzeństwo pokręciło zgodnie głowami i zgodnie wskazało Zamirę.
- Ona go zna.- powiedziała Kamirra z krzywym uśmiechem.
Czarownica wbiła w nią spojrzenie dziwnych wciąż zmieniających się źrenic.
- To nie jest jakiś szalony maniakalny ogarnięty mania zawładnięcia światem mag? – zapytała czarownica po chwili.
Zamira pokręciła głową.
- Nigdy nie wspomniał o czymś takim… - powiedziała szybko i trochę wbrew sobie dodała. - Nie pamięta co prawda kim jest…
- Aha…- mruknęła czarownica.
- Ale na pewno nie jest nikim złym. Wiedziała bym o tym. – powiedziała to z przekonaniem.
Czarownica uśmiechnęła się i z grzeczności nie wdawała się w dyskusję. Dłuższą chwile zastanawiała się nad czymś, a potem zgodziła się im pomoc za sowita opłatę. Tego można się było spodziewać. Zamira zgodziła by się na każda cenę nawet na żądaną przez czarownicę kwotę. Cieszyła się że dobiła z czarownicą targu.
Żeby wprawić czarownicę w dobry nastrój za pomoc w uwolnieniu chłopaka obiecała też coś dostarczyć za darmo. Wiedziała że każda czarownica lubi gromadzić na zapas magiczne eliksiry i składniki. Znała kilka takich za które każda czarownica by ją ozłociła.
Kiedy tylko czarownica kilkom gestami usunęła lodowy kokon zamknięty wokół ciała chłopaka i sprawdziła czy jest w dobrym stanie wzięła się do roboty. Zamira w tym czasie dotknęła uwolnionego z lodu ciała. Było nieruchome i zimne, ale wyczuwała na jego szyi powolne tętno, co ją bardzo ucieszyło.
Czarownica zebrawszy stos na pierwszy rzut oka przypadkowych przedmiotów rozpoczęła swoje czary. Coś szeptała do siebie i używając małego srebrnego lusterka krążyła wokół ciała chłopka. Zamira nie wierzyła w takie rzeczy, ale siedziała cicho i nie przeszkadzała w tym prymitywnym i niewłaściwym jej zdaniem przywołaniu duszy.
Bardzo chciała by jej przyjaciel obudził się, by mógł się swobodnie poruszać. I by w końcu mogli poznać się lepiej… Nie potrafiła przyznać się nawet sama przed sobą na co jeszcze ma nadzieję. Nie potrafiła przewidzieć przyszłości, ale powoli uświadamiała sobie czego pragnie.
Zamira wpatrywała się w uwagą w czarownicę i ciało chłopaka. Kiedy się tego nie spodziewała nagle przez ścianę przeniknął świecący na niebiesko przemieszczający się zarys ludzkiej sylwetki. Przybysz był niewyraźny, ale Zamira dostrzegła na mgnienie oka twarz chłopaka z lustra a po chwili ciało się poruszyło. Ciało nabrało koloru i życia, twarz zaróżowił się a potem jego powieki się uniosły. Na ten widok ciemnowłosa dziewczyna poczuła jak zlewa ją falę ulgi i radości.
Nie trwało to jednak zbyt długo. Przebudzony obdarzył ją zimnym spojrzeniem, a jego usta wygięły się w okrutnym grymasie. Zamira poczuła jak po karku wędrują jej niewidzialne mrówki. Wstrząsnął nią dreszcz. Cofnęła się nieznacznie i sięgnęła do ukrytego za kaftanem sztyletu wyrzeźbionego z wielkiego owadziego żądała. Wyczuwała wielkie niebezpieczeństwo. Chłopak widząc jej reakcje próbował się uśmiechnąć, ale nadal emanowało z niego zło. Rodzeństwo zafascynowane tym pokazem magicznych mocy wypytywało o coś czarownicę. Nikt poza Zamira nie zwracał uwagi na ożywionego. Wiedziała ze musi ich ostrzec.
- To nie on…- wyszeptała z trudem Zamira, a w domu czarownicy zapanowała przejmująca cisza.
- Co? – zapytała rozzłoszczona Kamirra, przerywając niezręczne i ciężkie milczenie.
- Sprowadziłam do ciała duszę chłopaka zamkniętego w lustrze na szczycie lustrzanej wieży.- powiedziała powoli czarownica akcentując każde słowo.
- Kiedyś tam były dwie wieże.- cicho powiedział Cattar obserwując uważnie obudzonego chłopaka. – Widziałem ukrytą za iluzją drugą wieże, wy nie?
Zgodnie pokręciły głowami. Wszyscy wpatrywali się w bladoskórego chłopaka. Ten niezgrabnie podniósł i chwiejąc się lekko na nogach ze zmarszczonymi brwiami sprawdzał działanie ciała.
- Jest podobny, ale to nie on…! - powtórzyła z uporem Zamira.
Czarownica zamarła i intensywnie wpatrywała się w przestrzeń jakby z uwagą jakby się czemuś przysłuchiwała lub nad czymś intensywnie myślała.
- To ich było dwóch? – zapytała cicho sama siebie, poruszając się w końcu powoli.
- Najwidoczniej… - przyznała Zamira. - tak musiało być, bo to nie on, choć jest podobny…
- Nie miałam o tym pojęcia. – powiedziała czarownica cicho. Przez chwile rozważała coś a potem nagle zrobiła dziwny znak dłońmi i zniknęła. Zostali sami naprzeciwko nieznanemu, ale nie mniej przez to przerażającemu, zagrożeniu.
- I co teraz?- zapytała Kamirra.
Nikt jej nie odpowiedział. Spoglądali po sobie niepewnie. Żadne z nich nigdy nie walczyło przeciw magowi. Chłopak zbliżył się do nich powoli. Nagle jego ciało się rozjarzyło jakby szykował się do rzucenia jakiegoś magicznego zaklęcia.
- Nie ruszaj się – powiedział spokojnie Cattar unosząc prawą dłoń i kierują ja w stronę ożywionego chłopaka.
- Bo co? - zapytał jasnowłosy cichym nieprzyjemnym przepełnionym jadem głosem.
- Bo dostaniesz taka dawkę jadu ze w kilka chwil skonasz w męczarniach. - powiedziała Kamirra też unosząc prawą dłoń. Frilla bez słowa poszła w ślady starszego rodzeństwa.
Zamira jak rodzeństwo wymierzyła w chłopaka z lustra bransoletę z prawej dłoni, w której krył się śmiercionośny jad. Robiła to z ciężkim sercem, ale wiedziała że Kamirra i jej rodzeństwo mają rację. Musieli tak postępować.
- Tak! Zobaczysz że twoje ciało sczernieje i powykręca się jak robak w ognisku…- dodała mała Frilla. - Poczujesz jakby zajęło się ogniem. I to będzie trwać całe dni.
- Nie jestem wrażliwy na takie śmieszne trucizny i jakieś… jady - powiedział odmrożony chłopak.
- Uwierz nam, nie ma silniejszej trucizny z żadnym ze światów niż jad naszego Obsydianowego Pająka. – spokojnie powiedział Cattar wbijając w przeciwnika wzrok. – A poczwórnej dawki nie ma szansy przeżyć żadne stworzenie w żadnym za światów. Na nic nie przyda ci się magia.
Chłopak rzucił im pełne nienawiści spojrzenie i powoli zaczął się wycofywać. Prześlizgnął się przez okno i zeskoczył na ziemię. Zbliżyli się do okna i widzieli jak ruszył przed siebie w dół wzgórza. Nie ruszyli z domu czarownicy zanim nie zniknął im z oczu. Dopiero wtedy się rozluźnili. Zamira opuściła w końcu drżące ramię. Do oczu napłynęły jej łzy, których nie chciała innym pokazywać. Miała tak wiele planów i tak wielkie nadzieje, które teraz legły w gruzach. Poczuła się jakby zmarł ktoś bardzo jej bliski. Nie wiedziała co powinna teraz zrobić. Cieszyła się ze jest z nią rodzeństwo, ale nigdy by im się do tego nie przyznała. Dzięki nim nie zginęła dziś już po raz kolejny.
Sprawa wydawała się przegraną, ale mimo to musiała się upewnić ze nic już nie można zrobić. Nie znała się na magii tylko nią handlowała, potrzebowała więc rady i wiedzy jakiegoś maga. Starała się sobie przypomnieć wszystkich magów jakich znała w Innych Światach.
Z powietrza wyłoniła się najpierw ostrożnie głowa czarownicy, a potem całe jej ciało. Po chwili kobieta stanęła na ziemi i otrzepała suknie.
- Uciekłaś! – wyrzuciła z siebie Kamirra mierząc czarownice spojrzeniem.
- Oczywiście.- prychnęła.- Nie zaczynam nigdy walki kiedy nie wiem że wygram… a na pewno nie mieszam się do kłótni ze złymi czarnoksiężnika. Nie raz widziałam jak wyglądają martwe okaleczone ciała ich przeciwników.
- To było tchórzliwe.- cicho powiedział Cattar.
Czarownica posłała mu pełne politowania i kpiny spojrzenie.
- Ja uważam że rozsądne. Nie wiem jak wy, ale mam ochoty marnie skończyć jak jakiś bohater. – powiedziała wydymając usta. - Za bardzo lubię życie… i nie cierpienie…
Kobieta zaczęła porządkować swoje rzeczy, i w końcu spojrzała na Zamirę.
- Przykro mi że dałam ciało niewłaściwej osobie… niewłaściwemu czarnoksiężnikowi…- powiedziała cicho. - Teraz było by je strasznie trudno odzyskać… Każdy bardzo pieczołowicie jej chroni zaklęciami… on na pewno też to zrobi…
Zamira skinęła głowa. Sama to wyczuła. Nie tego się spodziewała. Obudzony chłopak był potężnym niebezpiecznym magiem, nawet ona to wyczuwała. W lustrze wydawał się taki łagodny i miły. Kiedy się przebudził do życia to wszystko w co wierzyła okazało się być wielką pomyłką. Może ją oszukiwał i ukrywał swoją prawdziwą twarz?
Rodzeństwo kręciło się po domu czarownicy, nie zwracają uwagi na jej zniecierpliwione spojrzenia, jakby na coś czekali. Zamira doceniała że nie zostawili jej samej. Nic więcej teraz nie mogli zrobić, postanowili więc wrócić do swojego świata.
Maszerowali powoli uważnie lustrując okolicę. Szli gęsiego starając się zostawiać jak najmniej śladów za sobą. Chłopak z lustra mógł się gdzieś na nich zaczaić. Zamira czuła iż to wszystko jej wina. Zapewne nie powinna zabierać z Lustrzanej Wieży ciała chłopaka, ani go potem ożywiać. Przez jej decyzje na wolności był bardzo groźny mag. Chciała jednak tak bardzo go spotkać że straciła ostrożność. Pomyślała o smutnym ciepłym uśmiechy u chłopka z lustra i jej oczy znów napełniły się łzami. Już nigdy go nie zobaczy. Zamira przygnębiona szła na końcu kolumny za rudym rodzeństwem.
- Miejmy nadzieje że… on… nie przeniesie się do innych światów. – powiedziała Kamirra idąca z przodu.
- Narobił by na pewno kłopotów. – zgodził się z siostrą Cattar, czujnie rozglądając się po okolicy.
Musiała im przyznać racje. Wracali do swojego świata dłuższa trasą na wszelki wypadek. Nie chcieli sprowadzić na swój świat nowego zagrożenia i więcej kłopotów niż już mieli. Członkowie Roju zajmujący się opieką nad roślinami coraz mniej mieli do dyspozycji żyznych ziem, i coraz mniej drzew pod opieka. Konieczne stało się kupowanie jedzenia z innych światów. Nasiona i ziarno nie kiełkowały w ich Świecie, ziemia nie mogła wydawać już plonów. Postępujące zniszczenie ich świata było przygnebiające, ale nic nie pomagały wprowadzane zmian. Ich świat stawał się coraz bardziej suchy, cichy i wymarły.
Mijani ludzie pozdrawiali ich szybkim skinieniem głowy i wracali do swoich zajęć. Teraz bardziej niż dawniejszych czasach akceptowano przemytników. Przez dłuższy czas po odkryciu Granic tylko niewielka liczba klanów zajmowała się tym procederem pogardzanych przez resztę społeczności. Ale w ostatnich ciężkich czasach coraz więcej młodzieży licząc na łatwy i szybki zysk próbowała swoich sił przemycając co cenniejsze czary, przedmioty i małe stworzenia. Zamira nigdy by tego nie zrobiła, zajmowała się tylko nieożywionymi przedmiotami. Zdecydowała tak, bo niektóre z tych stworzeń trafiały do wielkich magicznych laboratoriów gdzie testowano na nich leki i mikstury na wszelkie możliwe dolegliwości.
Rodzeństwo zaczęło zachowywać się dość nerwowo. Pewnie nie udało im się niczego sprzedać ani zdobyć. Nie mogli się niczym pochwalić przed klanem a tego nie pochwalano. Zamira wyjęła ukradkiem jedne z mieszków z cennymi nasionami które trzymała schowane na czarna godzinę i wręczyła go Cattarowiu. Chłopak nieznacznie skinął głową i szybko schował zapłatę. Rozdzielili się przed wielką budowlą stworzoną z gliny i wielkich starych porzuconych przez owady wylinek. Każdy Pajęczy klan miał w Pajęczej Twierdzy swoje tunele, rodzinne komnaty i malutkie osobiste sypialnie zwane gniazdami. Żyli blisko siebie, wręcz w ścisku, ale każdy starał się nie wchodzić innym w drogę.
W największej rodowej sali oddała zgromadzonym tam matce i ciotkom część zarobionej kwoty i szybko schowała się w swoim gnieździe. Smutek ją obezwładnił. Zwinęła się na swoim posłaniu w kłębek i znieruchomiała. Przeleżała tak prawie dwa dni. Nie potrafiła sobie poradzić ze smutkiem i żalem, które czuła. Tak długo nie chciała opuszczać domu, aż w końcu zaniepokoiło to jej rodzinę. Jeśli nie chciała się narazić na interwencje rodzinny, musiała wrócić do swoich obowiązków.
Ustaliła z rudym rodzeństwem wysokość opłaty za ich milczenie i zabrała się do pracy. Jak wcześniej przemycała magiczne przedmioty, ale nie potrafiła zapomnieć o chłopaku z lustra. Omijała jego świat, ale w końcu poczuła że musi go znów odwiedzić i na własne oczy zobaczyć co zostało z Lustrzanej Wieży.
Musiała uważać, bo czasem Granica się przesuwała i czasem coś niespodziewanego za nią czyhało. Podświadomie spodziewała się że cos będzie na nią czyhać. Wkroczyła do świata gdzie stały kiedyś Lustrzane Wieże ostrożnie jakby spodziewała się ataku zza każdego drzew i skały. Zbliżała się do wielkiego gruzowiska z którego wyrastała też już tylko połówka wieży. Przypomniała sobie że kiedy trafiła po raz pierwszy w to miejsce wieża pojawiała się nagle jakby znikąd. Teraz widziała też zarys drugiej wieży podobnie zrujnowanej jak ta pierwsza. Pomyślała że dziełem przypadku było iż wybrała z dwóch wież tą w której był uwieziony dobry mag. A może mag którego poznała tylko udawał przed nią kogoś dobrego? Zaufała mu i teraz nie wiedziała czy nie popełniła błędu. Dała się podejść. Winiła za to iluzje która otaczała dwie wieże, jedna z nich czyniąc niewidzialną. Kto i dlaczego to zrobił? Tego nie wiedziała i nigdy miała się nie dowiedzieć.
Dziewczyna wracając do Lustrzanych Wież czuła się jakby wchodziła na cmentarzysko. Krążyła długo między gruzami rozmyślając o chłopaku i w końcu ku swojemu zaskoczeniu odkryła szczątki lustra. Podchodziła do nich powoli z boleśnie bijącym sercem nie mając pewności czy jest w nim jeszcze jakieś ślady po jasnowłosym chłopaku. Ostrożnie nie chcąc robić sobie nadziei zajrzała w tafle lustra.
- Witaj czarnowłosa… - przywitał ją znajomy głos. Nie chciała pokazać po sobie jak bardzo ją to ucieszyło i jak wiele on dla niej znaczy. - Przyszłaś jednak…
Chłopak uśmiechnął się ze smutkiem tym większym że był świadom jak kruche jest teraz jego istnienie.
- Chciałam sprawdzić co się z tobą stało.- powiedziała Zamira łamiącym się głosem.
- Dla mnie nie ma już ratunku. Kiedy lustro pęknie będzie po mnie… - powiedział spokojnie ze smutkiem. - Nie przejmuj się tym aż tak bardzo…
Dotknęła gładkiej i chłodnej tafli lustra. To nie była tylko sympatia, ani zauroczenie… wiedziała już że go kocha. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. I to uczucie kazało jej walczyć do końca i ciągle próbować. Nie mogła poddać się, musiała coś wymyślić i dać z siebie jeszcze więcej. Już wiedziała że może dla niego zrobić wszystko. Nie potrafiła mu tylko tego powiedzieć. Ponieważ potrzebowała magicznej porady opowiedziała mu o zawaleniu się wieży i uwolnienia drugiego podobnego do niego jak dwie krople wody chłopaka.
Słuchał jej uważnie, a potem myśląc na głos starał się zrozumieć sytuacje. Pomimo amnezji czasem przypominał sobie coś ze swojej przeszłości. Dużo wiedział o magii, choć nie mógł w swoim lustrzanym więzieniu rzucić nawet najprostszego zaklęcia. Teraz przypomniał sobie o pewnych magicznych praktykach, które miały magom służyć do spotęgowania ich mocy. Niektórzy czarnoksiężnicy rozdzielali się na dwie postacie by w każdej z nich skumulować moc, która potem łączyli tuż przed rzuceniem zaklęcia. Praktyka ta była bardzo niebezpieczna i w wielu światach zakazana. Często zdarzało się że jedna części czarnoksiężnika pragnęła zachować swoją suwerenność i kumulując moc robiła to by się bronić przed połączeniem. A że często też stawała się też zła, nikt nie patrzył na takie praktyki przychylnym okiem. Ktoś musiał rzucić na chłopaka takie zaklęcie. Po tym jak uwięził jego dusze w lustrze, a ciało zamroził w krysztale, zaczął rozdzielać go i w jakiś sposób rozdzielił też przy okazji wieże. Chłopak z lustra cieszył się że ułożył to co mu przekazała w logiczna całość. Zamira nie wiedziała czy mają racje, ale bardziej ją interesowało jak odebrać ciało złej części ukochanego. Sama musiała szuka sposobu by odzyskać jego ciało i go ocalić. Nie wiedziała do kogo mogła by się zwrócić z prośba o pomoc. Potrzebowała potężnego dobrego maga.
Zamyślona przysiadła na skalnym odłamku. Starała się sobie przypomnieć najpotężniejszego dobrego czarodzieja jakiego znała. Mógłby to być na przykład maga, który połączył światy ze sobą i pozwolił jego mieszkańcom się między nimi przemieszczać. Ten mag pomyślała jednak chyba od dawna już nie żył. To co zrobił zdarzyło się bardzo dawno temu. Przecież od stuleci znano w jej świecie przejścia do innych światów. Dawne wierzenia z jej świata mówiły o tym że ze wszystkie światy są jak krople rosy na wielkiej pajęczynie. To było całkiem rozsądne. I przekonujące. Przynajmniej dla niej. Niektórych obcych wierzeń i zwyczajów nie rozumiała. Niektóre światy próbowały zamknąć swoje granice i ich mieszkańcy ignorowali obcą magię lub technologię, ale szmuglerzy jak ona byli bardziej uparci i pomysłowi niż wszyscy urzędnicy, tyrani i stróże porządku razem wzięci. Wbrew próbom tyranów przemytnicy dostarczali wojownikom o wolność opowieści o innych światach i tego co im potrzebne by walczyć o wolność. Częściej jednak nie pomagali w walce o niepodległość tylko zaspokajali zapotrzebowanie na jakieś magiczne przedmioty, usługi lub mody.
Zamira zawsze podziwiała to jak ogromna jest liczba niezwykłych światów. Zwiedzając nowe światy lubiła poznawać czasem dziwaczne sposoby walki z wrogami i zagrożeniami jakie w nich udoskonalono. W Innych Światach odkrywała cuda i niezwykłe zjawiska które dawały jej nadzieję. Od zawsze liczyła ze kiedyś dzięki zdobytej wiedzy pomoże swojemu światu. Teraz jednak starała się skupić na pomocy chłopakowi z lustra. Kiedy uświadomiła sobie że kocha więźnia lustra wszystko inne stało się dla niej mniej ważne. Chciała go za wszelka cenę ocalić. Jednak pomimo jego wiedzy nie potrafili sami znaleźć rozwiązania tego problemu.
Długo dyskutowali i tworzyli nowe teorie ale do niczego to nie prowadziło. W końcu Zamira postanowiła działać na swoja rękę. Nic nie mówiąc ukochanemu zaczęła przeszukiwać jego świat w poszukiwaniu jego złego sobowtóra. Wśród ponurych zalesionych terenów kryły się kamienne rozpadliska i jaskinie w których ktoś się mógł ukrywać. Znalezienie odmrożonego zajęło jej sporo czasu ale w końcu się udało. Śledziła z ukrycia uwolnionego z drugiej wieży chłopaka. Po wyjściu z bryły lodu chłopak musiał robić coś co go wyniszczyło, bo wyglądał okropnie. Cieszyła się że zajęło jej to tylko kilka dni. Chłopak z jakiegoś powodu nie odszedł daleko do Wieży. Znalazł sobie schronie pod gałęziami wielkiego starego drzewa.
Obserwując go od razu zauważyła iż musiał niedawno chorować on nadal źle się czuje. Był jeszcze bledszy i chudszy niż na początku. Najwidoczniej nie mógł też iść tam gdzie by chciał, ani robić co by chciał. Śledziła go i widziała jak oddala się od Lustrzanej Wieży jakby chciał odejść, ale coś mu zawsze przeszkadzało i kazało zawrócić. Zupełnie jakby coś go do niej przyciągało. Kiedy ona się do niego zbliżało coś zaczęło ją prześladować.
Po kilku dniach obserwacji postanowiła mu się pokazać i porozmawiać z nim. Jasnowłosy chłopak na jej widok wyprostował się i zrobił groźną i odpychającą minę. Jego ciało się rozjarzyło stłumionym światłem jakby szykował się do rzucenia czaru. Zamira wycelowała w niego prawą dłoń gdzie miała bransoletę z zabójczym jadem. Podchodziła do niego powoli, nie spuszczając z niego oczu. Patrzył na nią z równą nienawiścią jak za pierwszy razem.
- Czego chcesz? – zapytał schrypniętym głosem.
- Porozmawiać…- powiedziała cicho.
- A tak, pamiętam, lubisz gadać…- skrzywił się i złośliwie uśmiechnął.
Nie miała pojęcia jak wiele o niej wie. Nie wiedziała do jakiego stopnia dwie części młodego maga dzieliły ze sobą swoje doświadczenia i wiedzę.
- Tak, tak. Znam twoje sekrety…- powiedziała mag jakby czytał w jej myślach a Zamira poczuła się nieswojo.
- A ja znam twoje…- odpowiedziała mu zaczepnie.
- Tak myślisz? - zapytał z paskudnym uśmiechem.
- A co kłamałeś?… to znaczy on mi kłamał? – zapytała szybko czując że to jest słaby punkt jej przeciwnika.
Ten skrzywił się i posłał jej niechętne spojrzenie. Nie lubiła go i była pewna że z wzajemnością. Uznała że pora przejść do konkretów. Wybadała jego plany a potem ostrożnie wyjawiła mu swój pomysł. Słuchał jej w ciszy. Jego twarz pozostała nieruchoma. Nie widziała o czym myśli. Próbowała mimo to dobić z nim targu. Była gotowa mu przyrzec że jak dobrowolnie odda ciało jej ukochanego ona mu poszuka lepsze i silniejsze ciało.
Nic na to jej nie odpowiedział. Kiedy zaczęła się już niecierpliwić, z wielkim hałasem coś zaczęło się w ich stronę przedzierać przez las. Rozdzierający powietrze ryk zatrząsnął aż ziemią. Szybko skryła się między pobliskimi skałami przed szarża przestraszonych wielkich stworów, które miażdżyły wszystko co stało im na drodze. Nie wiedziała co je przeraziło, ale nie to było teraz najważniejsze. Była zła że im przerwało. Nigdzie nie widziała złego maga. Możliwe że się przed nią będzie teraz ukrywać.
Powoli wracała do wieży. Z każdą chwilą bała się coraz bardziej tego że mroczna strona jej ukochanego wykorzysta to co wiedział przeciwko niej. Znał nie tylko jej sekrety, bardzo dużo wiedział też o jej świecie. Wyrzucała teraz sobie że tak wiele opowiadała o sobie i swoim domu.
Już prawie dotarła do Lustrzanej Wieży, ale kiedy pomyślała o tym ze wraca z niczym zatrzymała się. Nie mając rozwiązania nie chciała jeszcze wracać do chłopak z lustra. Znalazła spokojne miejsce i usiadła by pomyśleć.
Potrzebowała magii by uwolnić chłopaka z lustra. Nie wiele wiedziała o magii i magach. Potrafiła posługiwać się magicznymi przedmiotami, ale tak naprawę nie wiedziała na jakiej zasadzie działały. Nie wiedziała też jak potężna była moc zgromadzona w magicznych przedmiotach, które posiadała. I czy mogła tą moc jakoś wykorzystać?
Z zaciekawieniem rozplotła włosy i wyjęła z nich wszystkie magiczne przedmiot jakie miała przy sobie. Uzbierał się z nich spory stos. Ale czy zawarta w nich moc mogła zostać inaczej wykorzystana, tego nie wiedziała.
Przyglądając się magicznym przedmiotom zaczęła się zastanawiać też nad magii zaklętą w jej włosach. Od kiedy pamiętała ktoś zawsze chciał jej uciąć włosy licząc na to że w ten sposób przejmie magie w nich zawartą. Pomimo wielu prób nikomu się to nie udało. Żadnym ostrzem nie dało się przeciąć nawet jednego z jej włosa. Długo rozważał różne opcje aż w końcu zrezygnowana postanawia poświęcić ich magie by spełnić swoje największe pragnienie i zamienić dusze chłopaka z lustra w ciele maga. Nie wiedziała jak mogła by to zrobić, ale o to mogła się spytać chłopaka z lustra.
Ruszyła w stronę wieży dopiero kiedy dostrzegła dziwny kolor nieba. Było perłowoszare z pasmami fioletu zieleni i żółci. Te kolory nie wróżyły niczego dobrego. Zapowiadały nadejście nieprzewidywalnej magicznej burzy które do czasu do czasu nawiedzały ten świat. W jej czasie lepiej nie było przebywać pod gołym niebem. Skierowała się do schronienia z dwóch przechylonych kamieni tworzących daszek.
Nagle z daleka zauważyła tuż obok Lustrzanych Wież jakieś postacie. Obserwowała je z uwaga przez chwilę aż je poznała. To była Kamarri i jej rodzeństwo. Znów ją śledzili. Była na nich zła ale musiała ich ostrzec.
- Schowajcie się gdzieś! – krzyknęła machając rękami nad głową. - Będzie bardzo niebezpiecznie!
Wskazywała na kolorowe chmury nad wieżami. Musieli usłyszeć jej krzyki bo zadarli głowy i szybko się gdzieś schowali. Fioletowy piorun uderzył w kamienie nad głową Zamiry a ona w panice pobiegła by się schować w nienaruszonej połowie Lustrzanej Wieży. Magiczna burza powoli nabierała mocy. Zamira usłyszała potężny trzask jakby coś pękło, a po chwili cała wieża się zachwiała. Nie wiedziała czy zostać tam gdzie była czy uciekać.
Drżała skulona aż hałas ucichł. W końcu ostrożnie i powoli podeszła do drzwi. Wyjrzała za prób i zamarła. Dostrzegła przed sobą nagie pofałdowane wzgórza porośnięte trawą. Nigdzie nie widziała rumowiska, kamiennych odłamków i drzew, które powinny otaczać wieże.
Wyszła ostrożnie na zewnątrz i przekonała się że wraz z częścią wieży została gdzieś przeniesiona. Nie miała jednak pojęcia gdzie jest.
Zamira wpatrywała się w obcy pejzaż aż zobaczyła w oddali ubranego na czarno mężczyznę, który szedł w stronę wieży. Mógł być magiem. Za nim podążał drugi mężczyzna, zapewne jego uczeń. Skryła się w cieniu schodów we wnętrzu Wieży, ale i tak wiedziała że ma marne były szanse by mężczyźni nie dostrzegli intruza. Nie miała gdzie uciec więc wtuliła się ścianę i czekała na to co się wydarzy. Kiedy stanęli w drzwiach i Zamira mogła dostrzec twarze mężczyzn krzyknęła cicho ze zaskoczenia. Zakryła usta oczekując jakiejś reakcji, ale oni nie zwrócili na nią uwagi. Pierwszego starszego z mężczyzna nie widziała nigdy wcześniej ale jego młodszy towarzysz był jasnowłosy i wysoki i miał dobrze jej znaną twarz chłopaka z lustra. Nie mogła uwierzyć że do widzi. Nie wiedziała co się dzieje, w końcu doszła do wniosku że najwidoczniej była w innych czasach i sama mogąc wszystko obserwować była dla innych niewidzialna. To musiało być działanie magicznej burzy. Zamira szybko postanowiła to wykorzystać by się dowiedzieć czegoś o przeszłości ukochanego.
Ruszyła za mężczyznami na szczyt wieży. Nie słyszała o czym mówią, ale widziała spojrzenia jakie czarno ubrany mężczyzna posyłał młodzieńcowi, na którego miejscu miała by się na baczności. Ten jednak zdawał się całkowicie ufać starszemu mężczyźnie magowi. Po aurze jak otaczała obu mężczyzn uznała że obaj muszą być magami.
Szła za nimi niczym cień. W komnacie na szczycie wieży, czarny mag zaczął pokazywać coś młodzieńcowi i zwabił go do lustra. Tam kreśląc jakieś znaki na powierzchni lustra wepchnął chłopaka w jego głąb. Zaskoczony chłopak próbował się wydostać, ale nie potrafił nic zrobić. Czarny mag śmiał się z jego nieudolnych prób. Potem przygotował się do jakiegoś rytuału. Zamira podejrzewała iż mag chciał młodzieńcowi odebrać moc. Coś mu jednak nie szło tak jak czarny mag chciał i musiał wykonać coraz to nowy rytuał. Wciąż nie był zadowolony z tego zrobił i musiał wykonać kolejny rytuał. Przez ostatni z nich nagle wszystko zadrżało, a potem w sali na szczycie pojawiły się dwa lustra z dwoma więźniami. Ubrany na czarno mag zaczął odbierać moc od pierwszego z nich, ale nie potrafił zapanować nad tym co otrzymywał i jego ciało i dusza rozpadły się na wiele części. Zamira obserwowała jak jego ciało kamieniało i po chwili zaczęło przypominać posąg. Widziała jak części duszy maga wnikają w różne zwykłe rzeczy zmieniając je w przeklęte przedmioty. Największa część duszy maga przypominająca białą fruwającą w powietrzu zasłonę wciąż krążyła po sali. Duch który nie chciał odejść i chciał znaleźć ciało które mógłby przejąć. W końcu zdesperowany skrył się w jednym z luster.
Zamira obserwując to wszystko ściskała mocno swój warkocz. Prosząc w duchu by nie stało się to co wiedziała że się wydarzyło liczyła że sama jej obecność może coś zmieni. Wiedziała przecież że z magią nigdy nic nie było wiadomo. A ona była gotowa wiele oddać by uwolnić ukochanego.
Wszystko zaczęło się rozmywać i drżeć. Zamira szybko zbiegała w dół po schodach. Pociemniało wokół niej tak że musiała iść po omacku. A kiedy rozwidniło się stała w połowie wieży. Nad nią nie było niczego. Nie było też drugiej wieży obok. Nie wiedziała co się stało. Może jednak udało jej się coś zmienić?
Zbiegła na dół i ruszyła w kierunku lustra, w którym był chłopak. Szukała lustra mając nadzieje że już go tam nie będzie.
Kiedy jednak pochylała się nad lustrem gdzie dostrzegła zaniepokojona twarz więzionego coś z impetem obok niej przemknęło. Uskoczyła w ostatniej chwili i skryła się za wielkim skalnym odłamkiem. Nie wiedziała co lub kto ją atakuje, ale w końcu dostrzegła niepozorny zaklęty przedmioty. Ten sam, w który wniknęła część duszy czarnego maga. Mały nożyk o tępym ostrzu nie wyglądał na groźny ale skrywał w sobie wielki zło. Tego była pewne.
Uchylała się przed atakami i gorączkowo rozglądała. Zaniepokoiło ją to co widziała wokół. Wszędzie leżały rozrzucone przedmioty z wieży. Z tego co widziała nożyk nie był jedynym przeklętym przedmiotem i choć mogła się chronić przed jednym agresorem to gdyby było ich więcej sprawa nie byłaby tak łatwa. Co gorsza zaklęty przedmiot mógł zniszczyć lustro i tym samym zabić jej ukochanego, na zawsze już ich rozdzielając. Gotowa była poświęcić siebie lub przynajmniej swoje włosy by do tego nie dopuścić. Starając się odciągnąć od lustra agresywny ożywiony przedmiot ruszyła w stronę ruin wieży. Tam wpadła na Kamirre i jej rodzeństwo. Ci na widok tego przed czym uciekała Zamira wybuchli śmiechem. Ale ta wesołość szybko im przeszła kiedy przedmiot ich też zaatakował.
Zamira nie dość szybko uchylił się przed kolejnym cisem i przedmiot przeciął jej włosy. Nie spodziewał się tego. To znaczyło że magia z nich zniknęła. A to odkrycie ucieszyło Zamirę.
W czasie kiedy Zamira ściskała swój warkocz starając się utrzymać w nim resztki magii, Cattar jednym szybkim uderzeniem kija roztrzaskał przeklęty przedmiot.
- Znowu jesteś nam coś winna.- powiedziała radośnie Kamirra
Zamira była tego świadoma i już szykowała się na rozstanie z niektórymi magicznymi przedmiotami, które wypadły z jej włosów kiedy nagle dostrzegła jasnowłosego młodzieńca. Szedł w ich kierunku i poruszał się nienaturalnie, jak cos go za sobą ciągnęło. Rudowłose rodzeństwo przyszykowało się do kolejnej potyczki, ale przybyły mag zignorował ich. Wyglądało to jakby został siłą, wbrew swojej woli przez coś zaciągnięty wprost do lustra. Zamira chciała mu przeszkodzić i zagrodzić drogę, ale spóźniła się.
Jasnowłosy mag dotknął powierzchni lustra i nagle na oczach zdzwionych rozwojem wydarzeń obserwatorów rozpoczęła się dziwna walka. Wyglądało to jakby niewidzialne moce coś walczyły o blade, chorobliwe i chude ciało młodzieńca. Szarpane przez niewidoczne siły ciało było miotane we wszystkie strony. Zamira liczyła że te zmagania wygra jej ukochany. Nie miała jednak pewności kto bierze w tej potyczce udział. Mogła jednak tylko obserwować tą walkę, w których ku jej zadowoleniu zaczął przegrywać osłabiony mroczny sobowtór chłopak z lustra. Znudzone rodzeństwo coś do siebie szeptało kiedy w końcu zmagania się skończyły i osłabiony jasnowłosy chłopak oparł się czołem o tafle lustra.
Zamira nie wiedziała kto wygrał i była gotowa do ataku. Ale ku jej uldze chłopak spojrzał na nią, uśmiechnął się i powiedział cicho:
- Witaj czarnowłosa!
Nie potrafiła ukryć radości, która ją przepełniała. Rzuciła się chłopakowi na szyje. Był tak chudy i wycieńczony że aż ją to przestraszyło. Mimo to puściła go z objęć tylko dlatego że Kamirra i jej rodzeństwo zaczęli chichotać.
- Zmieniłaś się – powiedział chłopak.
- Nie, wcale nie…- powiedziała impulsywnie Zamira a potem dostrzegła jego spojrzenie spoczywające na jej krótkich włosach w nieładzie. - To znaczy tak… zmieniłam fryzurę.
- Ahh. No tak twoje włosy są znacznie krótsze…
- Tak…- powiedziała i zamilkła. Nie wiedziała czemu mówią o takich drobiazgach. Tyle mu chciała powiedzieć, ale krępowała się, bo niechcący mogła by od razu wyznać mu co do niego czuje a tego nie chciała jeszcze robić.
- Włosy ci odrosną. – pocieszył ją biorąc jej milczenie za żal za ściętymi włosami.
- Tak… ale nie będą już magiczne. – odparła zaraz Zamira, i po raz pierwszy poczuła jednak żal. Już nie będzie tak jak wcześniej. Coś się nieodwracalnie zmieniło.
- To dla ciebie ważne?
Wzruszyła ramiona.
- Od kiedy pamiętam były magiczne… będę się musiała przyzwyczaić do zmiany… - zamilkła kiedy chłopak wziął do ręki kosmyk jej włosów i coś szepnął. W tym co zrobił było coś magicznego. Przeszedł ja dreszcz. I nie tylko przez co zrobił z jej włosami. Ucieszyło ją to jak się zachował jak jeszcze nic wcześniej w życiu.
Kiedy Zamira rozmawiała w jasnowłosym magiem, Kamirra i jej rodzeństwo z ciekawością obserwowali chłopaka z lustra. Zwrócili na siebie jego uwagę. Docinali mu i się z nim drażnili. Ten ignorował ich zaczepki obserwując ich spod półprzymkniętych powiek z tajemniczym uśmiechem.
Zamire zaskoczyło że zły mag nie walczył tak naprawdę, ze wszystkich sił o pozostanie w ciele. Może nie miał siły się opierać temu co się z nim działo. A może uznał najwidoczniej jej propozycje za wiążąca. I teraz trzymał ją słowo że znajdzie mu kiedyś inne, lepsze ciało. Musiała przemyśleć tą sprawę.
Rodzeństwo znudzone brakiem reakcji zmieniło strategię i zaczęło wypytywać chłopaka uwolnionego z lustra o to kim jest i co teraz zrobi. On nie na wszystkie pytania mógł im opowiedzieć, ale robił co mógł. Po chwili już się zaprzyjaźnili, co ucieszyło Zamirę.
Kiedy odchodzili a Zamira ociągając się pakowała swoje rozrzucone wszędzie rzeczy lustrzany zły chłopak nagle przemówił z głębi lustra. Mówił cicho i Zamira miała wrażenie że mówi tylko do niej:
- Ciesz się póki możesz… nawet nie wiesz jak kruche jest twoje szczęście.- mówiąc to spojrzał jej prosto w oczy. - Ja jestem jego częścią, tak jak on jest częścią mnie… i wiem do czego jesteśmy zdolni… a ty się o tym też kiedyś przekonasz…- wysyczał i zniknął w głębi lustra śmiejąc się złowieszczo.
Nie uwierzyła mu, ale zasiane ziarno niepokoju jeszcze długo nie pozwalała jej bezgranicznie ufać ukochanemu. Skupiła się mimo to na tym, by się cieszyć tym co ma. Akceptowała że jej ukochany nie wszystko sam o sobie wie. I że nie pamięta niczego ze swojego życiu przez uwięzieniem. I także tego że jest wciąż bardzo osłabiony.
Często zastanawiała się czy ktoś mając tylko połowę swoje duszy może być szczęśliwy. Niepokoiło ją to ale nic nie mogła z tym zrobić. Na razie nic nie planowała, ale wiedziała ze pewnego dnia będzie musiała coś z tym zrobić. I wiedziała też to że wtedy zrobi co będzie musiała by go ocalić. I nie ważne ile jej przyjdzie za to zapłacić.
Wyświetleń: 309  |  Dodano: 2017-01-30 21:04  |  Punkty od użytkowników: 0
Dodaj komentarz
Tylko dla zalogowanych
Wyślij wiadomość
Tylko dla zalogowanych
Dodaj tekst do ulubionych
Dla wersji rozszerzonych
Oceń publikację
Tylko dla zalogowanych
Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej publikacji.
Bądź pierwszy!


 
Zobacz również
Turniej łuczniczy
powieść 2023-04-18 09:08
Fragment powieści pt.: "Królewski szpieg - turnieje", w którym rywalizują ze sobą najlepsi łucznicy...
Zabójczy bliźniacy
powieść 2023-04-18 09:01
Fragment powieści pt.: "Królewski szpieg - Turnieje", w którym główny bohater musi walczyć z nasłanymi...
Okrutny wyrok...
opowiadania 2023-02-08 17:20
Brak wiedzy i świadomości prowadzi do okrucieństwa wobec gołębi, które są niezwykle pożyteczne,...

Projekt i wykonanie: a3m agencja internetowa