bazylia5
liczba publikacji: 33
liczba punktów: 374

Śmierć czai się za każdym drzewem (63 - 65)

Czas się dla mnie zatrzymał w miejscu, głowa bolała, bolały ręce i nogi. Napad potwornej paniki spowodował nagłe uczucie duszności, miałam wrażenie, że moje płuca skurczyły się do wielkości włoskiego orzecha, próbowałam łapać powietrze jak ryba wyrzuca na brzeg. W przebłyskach świadomości docierało do mnie, że niedaleko mnie jest Hubert, ale do końca nie rozumiałam, co tam robi. Początkowo miotałam się, leżąc chyba na zimnej posadzce i uderzając głową o twarde podłoże. Nie mogłam powstrzymać szlochu, w gardle ściskało coraz bardziej, co utrudniało przełykanie śliny. Próbowałam krzyczeć: pomocy, ratunku!, ale mój głos przypominał pisk, nie mógł się rozbujać i nabrać odpowiedniej siły.
– Maja, proszę cię, uspokój się, nie krzycz. Tutaj nikt nas nie usłyszy – Hubert nadaremnie próbował mnie uspokoić. – Maja, słyszysz? Proszę, odezwij się do mnie, ale nie wrzeszcz, oszczędzaj siły. Mów do mnie, Majeczko, proszę – prosił Hubert, więc próbowałam skupić się na jego głosie.
– Co ty tutaj robisz? – wykrztusiłam. – Co ty tutaj robisz? – moja inwencja twórcza sklęsła do tego stopnia, więc powtarzałam to pytanie jak mantrę, bo żadne inne nie przychodziło mi do głowy. Właśnie dotarła do mnie cała groza mojej sytuacji i jej beznadziejność, a Hubert, który siedział przecież niedaleko, wcale się nie kwapił, żeby mi pomóc.
– Maja, uspokój się wreszcie! – Hubert krzyknął, a stanowczość w jego głosie spowodowała, że przestałam się tarzać po posadzce i zrozumiałam, że próba oswobodzenia rąk i nóg jest po prostu bezskuteczna. – Słyszysz mnie? – spytał Hubert, jego głos nagle wydał mi się taki zimny, wręcz oschły, by nie powiedzieć – agresywny. – Przestań się rzucać i nie płacz! Tylko pogorszysz sprawę. Gardło ci spuchnie i nie będziesz mogła oddychać przez nos. Już w tej chwili obtarłaś sobie pewnie dłonie do krwi. Możesz się jakoś tu do mnie przysunąć?
– Ty się przysuń – wydukałam zapłakana.
– Majeczko, jestem przywiązany do regału, nie mogę się ruszyć. Spróbuj się do mnie przysunąć, ty możesz.
– Po co? – nie dawałam za wygraną. W tamtej chwili bałam się Huberta, myśląc, że cała ta koszmarna sytuacja to jego wina, że to wszystko przez niego i to on pewnie wszystko zorganizował, by się odegrać za Baśkę i Hugona.
– Bo ty nie jesteś przywiązana, a razem może się jakoś wyswobodzimy. – Strach nieco zelżał, miałam przed sobą zadanie do wykonania, więc zastanawianie się nad rolą Huberta musiałam odłożyć na później. Próbowałam jakoś przysnąć się bliżej niego, ale nie bardzo mi się to udawało.
– Może dasz radę się przyturlać? – podpowiedział.
– Sam się turlaj! – wrzasnęłam, przysuwając się centymetr po centymetrze do regału aż dotknęłam głową jego nóg. Albo mój wzrok przyzwyczaił się półmroku, albo wstawał dzień i zrobiło się jaśniej, bo przysunąwszy się do Huberta, zauważyłam, że siedzi on z rękami uniesionymi nad głową. Jego dłonie owijała ciasno taśma przyczepiona do pionowej rury stanowiącej stelaż regału. Po stronie twarzy, którą Hubert był zwrócony ku mnie, widać było wyraźne ślady krwi.
Leżałam blisko niego, dysząc ciężko ze zmęczenia i nie wiedząc, co dalej.
– Jeszcze troszkę, tylko parę centymetrów – zachęcał Hubert. – Podnieś głowę, to położysz ją na moich nogach, będzie ci łatwiej oddychać.
– Co ci się stało? – spytałam, gdy udało mi się ułożyć głowę na jego udach. – Gdzie jesteśmy?
– W mojej piwnicy – odpowiedział. – W domku, były tu kiedyś działki. Za miastem. Dlatego nikogo tutaj nie ma.
– Ale co mu tutaj robimy?
– Siedzimy – odparł. – Związani i poturbowani. Mocno oberwałaś?
– Nie wiem. Głowa mnie boli.
– Mnie też. Chyba mi przyłożyli i to zdrowo. Gdy się ocknąłem, z głowy płynęła mi krew. Nie mogę dotknąć głowy. Mam związane ręce.

64.

– Hubert, ale co się stało? Kto nas tu zamknął? Po co? – zapytałam. Do tej chwili myślałam, że to jego sprawka, że chciał w ten sposób mnie ukarać, ale gdy zobaczyłam, w jakim był stanie, zaczęłam mieć wątpliwości. Jeśli nawet on to wszystko w jakimś celu wymyślił, to ktoś mu musiał pomagać, bo przecież samego siebie do tego regału nie przywiązał. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, by Hubert pozwolił jakiemuś wspólnikowi walnąć się w głowę, wrzucić do piwnicy i zrobić to samo ze mną.
– Wiesz, gdyby nie niepodważalne fakty, miałbym poważne podejrzenia co do dwóch osób. Jedna z nich już w ogóle nie wchodzi w grę. Drugą jest ten twój były absztyfikant Jerzy. Jego zachowanie było naprawdę dziwne. Czy ty wiesz, że gdy tutaj przyjeżdżał, to potrafił siedzieć godzinami przed biblioteką, obserwować budynek i chować się, gdy wychodziłaś z pracy? Wzbudził tym mój niepokój i postanowiłem, że będę cię pilnował. Nie mogłem sobie darować tej galerii, jak ja mogłem ciebie tak zostawić? Ale gdy zobaczyłem, że wychodzisz, a on zostaje z tą kobietą, to pomyślałem, że wracasz już i nic ci nie grozi. I zobacz, jak to jest. Byłem obok, a nie wiedziałem, że ty leżysz blisko mnie z rozbitą głową.
– Hubert, śledziłeś mnie? Naprawdę pojechałeś wtedy za mną? Ale ten mój wypadek…, przecież ty byłeś chyba jeszcze wtedy żonaty? Pilnowałeś mnie? Nie rozumiem – odrzekłam bezradnie.
– Oj, Maja, Maja. Pewnie, że śledziłem, bo się o ciebie bałem. No i co z tego, że żonaty? Czy żonaty nie może kochać kobiety niebędącej jego żoną? Ja ciebie kocham od zawsze. Obawiam się, że Zofia się tego domyśliła, chociaż naprawdę ukrywałem to uczucie przed światem i moją żoną, ale ona miała jakiś dodatkowy zmysł. Ile awantur musiałem przeżyć, to nawet pojęcia nie masz. A ciebie nienawidziła z całego serca. Zresztą, nie tylko ciebie. Nienawidziła każdej kobiety, z którą pożartowałem. Od razu oskarżała mnie o to, że z taką romansuję. Wszystkie kobiety nazywała albo kurwami, albo dziwkami.
– To po co z nimi żartowałeś? – w dalszym ciągu nie rozumiałam. – Twoja żona dostawała amoku, a ty jej chyba na złość robiłeś?
– Cholera jasna! Ja lubię ludzi, i lubię kobiety. Lubię żartować, śmiać się i bawić. Swojej żony nigdy nie zdradziłem, mówiłem ci już to przecież. Ale odciąć się od świata i ludzi tylko dlatego, że Zofia była patologicznie zazdrosna? Zatruwała mi życie, a ja i tak ją szanowałem. Nie kochałem już, męczyłem się z nią, chciałem uciec, choć wiedziałem, że to graniczy z cudem. Może uciekłbym w końcu, ale nie chciałem wyjeżdżać bez ciebie. A miałem przeczucie, że ty nigdy nie wyjechałabyś z żonatym mężczyzną, który w dodatku nie mógłby uzyskać rozwodu. Prawda jest taka, że musielibyśmy się oboje ukrywać przed Zofią i to w sensie dosłownym, bo ona, świeć Panie nad jej duszą, ani rozwodu by mi nie dała, ani w spokoju by nas nie zostawiła. Kiedyś spytałaś mnie, dlaczego nie interesuję się wypadkiem Zofii i miałem wrażenie, że jesteś rozczarowana moją odpowiedzią. A ja byłem szczęśliwy! Rozumiesz? Tak, wiem, to straszne, ale ja byłem szczęśliwy! Bo śmierć mojej żony oznaczała dla mnie koniec awantur, koniec napięcia, koniec koszmaru, oznaczała wolność. W dodatku moje nadzieje na związek z tobą zaczęły się urzeczywistniać. Więc naprawdę miałem walczyć o to, by policja szukała sprawcy wypadku?
Przestaliśmy rozmawiać, każde z nas na swój sposób analizowało sytuację, która w tym momencie wydawała się być beznadziejną.
– Maju, ja nie mogę się ruszyć, a tak tkwić tu nie możemy. Jeśli zdołasz się jakoś podnieść, może chociaż unieść ręce, to spróbuję rozerwać taśmę.
– Rozerwać? Jak?
– Jak rany koguta! Zębami! Zęby mam mocne, ręce masz splątane taśmą, a taśma się rwie. Może uda mi się po kawałeczku ją jakoś rozerwać. Pomysł Huberta wydał i się godny uwagi i już miałam się nawet zebrać w sobie, by wyciągnąć ręce na wysokość Hubertowych ust, gdy nagle przyszło mi do głowy, że przecież też garnitur zębów posiadam i to w dobrym stanie, więc sama mogę sobie tę taśmę przerwać. Hubert chyba ten mój pomysł przyjął z niejaką ulgą, bo nie oponował, a ja zaczęłam mocować się z taśmą oklejającą grubą warstwą moje nadgarstki.

65.

Rozerwanie więzów na moich nadgarstkach wcale nie było łatwe. Taśma owijała je grubą warstwą, była dziwnie twarda i moje obawy, że mogę sobie na niej w najlepszym wypadku wyszczerbić zęby zaczynały nabierać realnego kształtu. Co tam zęby, pomyślałam w desperacji. Ostatecznie stomatologia stała na tak wysokim poziomie, że w razie czego obstalowałabym sobie garnitur całkiem nowych zębów i to w dodatku porcelanowych. Najważniejsze, żeby się uwolnić i wyleźć z tych kazamatów. Musiałam poranić sobie wargi, bo zauważyłam ciemniejsze ślady na rękawie mojej jasnej bluzki, ale i to nie stanowiło problemu. Byleby stamtąd uciec! Hubert zaczynał mnie coraz bardziej wkurwiać swoimi dydaktycznymi wstawkami, które pewnie w założeniu miały mnie wspierać, ale to jego wsparcie typu „dobrze, Majeczko”, „ nie spiesz się, powoli, spokojnie”, „ podejdź do tego metodycznie”, „świetnie ci idzie, oby tak dalej” zamiast zagrzewać mnie do pracy coraz bardziej zaczynało mi działać na CUN i ledwo hamowałam wściekłość. Miałam świadomość tego, że gdybym zaczęła się z nim kłócić, to skończyłoby się na awanturze. Poza tym zdawałam sobie sprawę z tego, że Hubert po prostu dodaje mi otuchy. Po jakimś czasie zorientowałam się, że jego głos wydaje się być jakiś słabszy. Spojrzałam na niego, siedział z zamkniętymi oczami i głową zwieszoną na jedno ramię, ręce musiały go bardzo boleć, na pewno były ścierpnięte. Widać, że naprawdę cierpiał. Przestraszyłam się. Nigdy przedtem nie widziałam go w takim stanie, ale i sytuacja nie należała do typowych. Hubert wyraźnie opadał z sił. Może to przez to wielogodzinne siedzenie w bezruchu i z rękami w górze, może przez ranę na głowie, a może przez wszystko na raz. Strach zmobilizował mnie do działania. Miałam opuchnięte i odrętwiałe wargi, zęby bolały, ale ręce były wolne. Przez chwilę nie wierzyłam we własne szczęście. Już chciałam podnieść się na nogi, gdy przypomniałam sobie, że te też mam skrępowane taśmą, o przegryzieniu której nawet nie było mowy. Nawet gdybym miała jeszcze na to siłę, to technicznie było to niewykonalne.
– Hubert, słyszysz mnie? – uklękłam, unosząc się na wysokość jego twarzy. – Hubert? – Jego pozlepiane włosy świadczyły o ranie, którą zakrywały. Otworzył oczy i uśmiechnął się do mnie.
– Dzielna dziewczyna. Wiedziałem, że ci się uda. A teraz uciekaj – szepnął.
– Jak to, uciekaj? A ty?
– Ja nie dam rady. Nie czuję ani rąk, ani nóg. Nawet się nie uniosę. Uciekaj.
– Hubert, przestań bawić się w herosa. Mam związane nogi taśmą. Muszę się jakoś wyplątać, ciebie też muszę uwolnić, ale nie dam rady gryźć tej taśmy drugi raz. Czy tu są jakieś narzędzia?
– Za regałem. Kiedyś coś tam było, nie wiem. – Przesuwałam się na kolanach, macając dłońmi po posadzce w nadziei, że w końcu moje ręce natrafią na coś, czym będę mogła rozwiązać Huberta.
– Tam taka szuflada była – usłyszałam, doczołgując się do przeciwległej ściany, gdzie istotnie stało kilka skrzynek. Gwoździe, śrubokręty, śrubki, klucze, i niczego, czym można by przeciąć taśmę. W końcu zdecydowałam się na śrubokręt. Skoro zerwałam taśmę zębami, to śrubokręt też mógł się przydać. Przez chwilę nie wiedziałam, co robić – zrywać taśmę krępującą moje nogi, czy raczej ruszyć na pomoc Hubertowi. W końcu stwierdziłam, że on jest w tej chwili w gorszym stanie, a uwolnienie jego rąk powinno mu przynieść znaczną ulgę. Starałam się dziurawić taśmę wokół jego rąk tak, by ich nie poranić, ale nie było to łatwe. Namęczyłam się sporo, ale jednak się udało. Rozmasowywałam mu dłonie leżące prawie bezwładnie na jego udach. W końcu i Hubert zaczął poruszać palcami, a ja kaleczyłam taśmę oblepiającą mi spodnie.
– Majeczko, musisz uciekać – Hubert dotknął mojej twarzy. – Posłuchaj mnie uważnie. Musisz stąd uciekać.
– Czyś ty już zupełnie zwariował? – zdenerwowałam się na dobre. – Jak mam cię zostawić? Ty byś mnie zostawił?
– Majeczko, myśl logicznie. Ja nie dam rady, któreś z nas musi sprowadzić pomoc. Tylko ty możesz to zrobić, rozumiesz? – pokiwałam głową. No jasne, że rozumiałam. Ostatecznie Hubert miał rację. Mogłam lojalnie tkwić z nim w tej piwnicy i czekać albo na nadejście tego, kto nas tu uwięził, albo na śmierć głodową. Mogłam też uciec i sprowadzić pomoc.
– Hubert, ale dlaczego ty nie możesz uciec razem ze mną? Tak się źle czujesz? Co ci jest?
– Skarbie, nie czuję się najlepiej, to prawda. W głowie mi łupie, ale z tym bym sobie poradził.
– Więc o co chodzi?
– Nie zmieszczę się w okienku, a nie ma innej drogi. Drzwi nie sforsujemy. Jestem od ciebie większy – przytulił się do mnie. – Najpierw muszę wybić szybkę, bo okienko się nie otwiera. Poczekaj, nie podchodź, jeszcze się poranisz szkłem – poszedł wolno w stronę stojących pod ścianą skrzynek, z których wzięłam śrubokręt. Najpierw usłyszałam brzęk tłuczonego szkła, a potem odgłos drapania – to Hubert skrobał czymś ramę okienka, wygarniając z niej resztki szkła.
– Gotowe – powiedział, podsuwając skrzynkę mającą służyć za stopień. – Uważaj teraz. Gdy stąd wyjdziesz, staniesz tyłem do okienka. Skieruj się w prawo, zaraz za drzewami zobaczysz ogródki działkowe, przejdź przez nie. Nie biegnij przez las, choć tamtędy droga jest krótsza, ale pamiętaj, że ten, kto nas tu zamknął, będzie najprawdopodobniej unikał ludzi, więc jeśli będzie tu szedł, to właśnie przez las. I, Maju, biegnij prosto na policję. Nie do domu. Na policję. Tak naprawdę nie wiemy, kto nam to zrobił. To może być każdy. Pamiętaj. – Weszłam na skrzynkę i przełożyłam najpierw ręce, potem głowę przez okienną ramę. Przeraziłam się, że się nie zmieszczę i utknę w tej dziupli. Hubert robił, co mógł, by mnie wypchnąć na zewnątrz, a ja wyzywałam się w duchu od cholernych grubasek i obiecałam sobie, że jak tylko mi się uda, to zacznę przestrzegać diety. W końcu zaparłam się o coś nogą, najpewniej o Huberta, i wytoczyłam się na zewnątrz. Zapadał zmierzch, więc musieliśmy przesiedzieć w piwnicy pół nocy i cały dzień.
– Maja – Hubert uśmiechał się do mnie, patrząc przez okienną ramę. – Przepraszam cię za wszystko. I pamiętaj, że cię kochałem. I tylko na tym polegała moja wina. – Podniosłam się z klęczek.
– Nie dramatyzuj. Wrócę po ciebie, czekaj – obiecałam i pobiegłam w stronę drzew. Potem dotarło do mnie, że nie odwzajemniłam mu się moim „kocham”.


Wyświetleń: 324  |  Dodano: 2016-05-30 17:09  |  Punkty od użytkowników: 0
Dodaj komentarz
Tylko dla zalogowanych
Wyślij wiadomość
Tylko dla zalogowanych
Dodaj tekst do ulubionych
Dla wersji rozszerzonych
Oceń publikację
Tylko dla zalogowanych
Komentarze

Jeszcze nikt nie skomentował tej publikacji.
Bądź pierwszy!


 
Zobacz również
Turniej łuczniczy
powieść 2023-04-18 09:08
Fragment powieści pt.: "Królewski szpieg - turnieje", w którym rywalizują ze sobą najlepsi łucznicy...
Zabójczy bliźniacy
powieść 2023-04-18 09:01
Fragment powieści pt.: "Królewski szpieg - Turnieje", w którym główny bohater musi walczyć z nasłanymi...
Okrutny wyrok...
opowiadania 2023-02-08 17:20
Brak wiedzy i świadomości prowadzi do okrucieństwa wobec gołębi, które są niezwykle pożyteczne,...

Projekt i wykonanie: a3m agencja internetowa